Wycieczka do Zakopanego była w pewnym sensie wyjątkowa - nawet jeden dzień nie obył się bez opadów, co niestety oddaje jakie fajne było lato w tym roku.
Drogę do Zakopanego znam dość dobrze i raczej ją lubię, ale tym razem nie było fajnie. Deszcz padał właściwie od samego domu, na początku bardzo drobny co dawało jakąś nadzieję - a w rezultacie później założyłem przeciwdeszczówkę i bardziej zmokłem. Wyjątkowo ciężki był też wjazd do Krakowa, mocno zakorkowany i choć motocykl dawał pewną przewagę to nie zawsze jest dobrze jechać chodnikiem
Na domiar złego coś padło w zestawie bluetooth i nie mogłem odebrać żadnego telefonu....
Na wylocie z Krakowa zrobiłem postój na stacji benzynowej, zatankowałem motocykl i siebie - nawet deszcz się uspokoił - przyznam, że ten postój był mi potrzebny bo miałem już trochę dosyć i wahałem się czy nie zawrócić....
Na szczęście telefon do Jona i Luk@ upewnił mnie, że warto jechać dalej
Blutooth w kasku zachowywał się dziwnie - włączał się ale nic nie było słychać - obawiałem się, że deszcz dokonał dzieła zniszczenia...
Jon przybył do Zakopanego już wcześniej (również w deszczu), w asyście znajomych z KCM - Artura z Koszalina i Żołnierza (obaj z plecakami). Jon wynajął pokój na campingu bo deszcz odebrał przyjemność noclegu w namiocie. Mój plan był na wypadek deszczu był nieco inny i zatrzymałem się niedaleko Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie mogłem się przebrać i szybko wysuszyć kurtkę (gdybym od razu założył przeciwdeszczówkę nie byłoby to konieczne). Było około 20 kiedy pojechałem do Zakopanego na Camping żeby się przywitać.
Skontaktowałem się też z Luk@-iem, który zapowiedział, że dotrze już po północy.
Wraz z Jonem, Arturem i Żołnierzem wstępnie ustaliliśmy plan działania na następny dzień - niestety zakładaliśmy, że pogoda nie dopisze i nie pomyliliśmy się. Ponieważ na camping miało jeszcze dojechać parę osób - żeby nie robić tłoku zgarnąłem Luk@ wraz z Marzenką do Brzegów - była to o tyle dobra decyzja, że Camping i tak był już zamknięty - dobrze, że furtka była otwarta to motocyklem jakoś wyjechałem
Z Łukaszem i Marzenką spotkałem się na stacji benzynowej znanej już z wypadu do Białki - o ile pamiętam było już po pierwszej w nocy jak dotarliśmy na miejsce noclegu. Mimo tak "wczesnej" pory, zanim poszliśmy spać jeszcze trochę pogadaliśmy.
Następnego ranka po szybkim śniadaniu pojechaliśmy do Zakopanego - ponieważ padało Luk@ przygarnął mnie do samochodu i pomknęliśmy na miejsce spotkania.
Na miejscu już byli kolejni uczestnicy zlotu (Dorplas i Niebieski wraz rodzinami - również samochodem). Deszczyk nie dawał za wygraną więc jedyny szlak turystyczny jaki mogliśmy zaliczyć to "szlak karty Visa" czyli Krupówki. Najpierw jednak poszliśmy pod skocznię gdzie udało nam się obejrzeć skoki treningowe ekipy skoczków rosyjskich.
Wtedy dodzwonił się do nas Wiesio - Borowiak, który dotarł do Zakopca pociągiem i szukał drogi na Camping.
Gdy wróciliśmy na Camping był już tam Wiesio a po chwili nadjechały dwa motocykle prowadzone przez freexa i duszka.
Część grupy chciała odpocząć po podróży i została w pokoju a reszta grupy ruszyła na Krupówki.
Zostaliśmy za to nagrodzeni, chwilową poprawą pogody, dzięki czemu mogliśmy sfotografować Giewont:
Mamy też zdjęcie grupowe "prawie na Giewoncie"
Tu wersja z Wiesiem ale bez Jona - warto zwrócić uwagę na strój Luk@ - bardzo stylowy i nowoczesny
Przebrnęliśmy przez Krupówki i podjęliśmy decyzję, "wejdziemy" na Gubałówkę - poniżej fotka ze "wspinaczki"
Na Gubałówce pogoda zdecydowanie poprawiła - miejsce drobnego deszczu zajął grubszy więc dość szybko zjechaliśmy na dół. Znaleźliśmy barek gdzie zjedliśmy obiad i wróciliśmy na Camping.
Motocykle miały zapewnione miejsce pod dachem
Tymczasem słońce znów nieśmiało się wychyliło, chmury zniknęły i postanowiliśmy przejechać się na Słowację - do znanego już sklepu z pamiątkami (mają tam bardzo stylowe opakowania szklane
)
Luk@ podrzucił mnie do Brzegów gdzie szybko przesiadłem się na dwa koła - w tym czasie załoga samochodu miała czas na pamiątkową fotografię:
Pogoda znów zagrała nam na nosie i jak już dojeżdżaliśmy na Słowację zaczęło padać.... Na szczęście już mogliśmy się schować w sklepie, deszcz zauważył, że nas nie ma i przestał padać
Droga powrotna:
Niestety mokra nawierzchnia nakazywała ostrożność a Jaszczurówka kusiła.....
W Zakopanem pogoda była znów słoneczna, więc Luk@ wyciągnął z bagażnika grill (to się nazywa przygotowanie do zlotu)
A Jon wezwał nas celem przeprowadzenia konkursu - właśnie ja i Marzenka jesteśmy maglowani - Luk@ ma już to za sobą i teraz oddycha z ulgą.
Podobno w tym ski-serwisie mają bardzo dobre ceny, zajęliśmy więc kolejkę już w lipcu
Jon korzystając z pogody, przeprowadził konkurencje sprawnościowe
Taką wielką piłeczką trzeba było trafić do malutkiego garnka
Jon liczy punkty
Luk@ też musi poddać się próbie sprawnościowej
Rzuca Ewa - małżonka Artura z Koszalina
Oczywiście nie trafiłem za pierwszym razem i muszę rzucać jeszcze raz (za drugim i trzecim też nie trafiłem)
Luk@ też ma drugą szansę
Znienacka zjawia się Luca
Deszcz niestety nie oszczędził również Luca, ale jak widać jest zadowolony
Ponieważ Luca ominęło sporo atrakcji, relacjonujemy przebieg zlotu
Najgorsze, że nie zdążył na grilla i teraz tylko się oblizuje...
Jon wręcza nagrody i dyplomy konkursowe - nawet mi się coś dostało
Mam długie nazwisko i trudno je odczytać
Luca dostaje pamiątkową naklejkę
Oraz dyplom (tu jest mały szwindel - dyplom był mój, ale fotka jest)
Wiesio przed odjazdem sfotografował również swój "motocykl"
W pokoju wynajętym na Campingu było już dość tłoczno, więc na noc zgarnęliśmy Luca do Brzegów - dzięki czemu mogłem jeszcze raz śmignąć Jaszczurówką - Luca dopiero co wrócił z Alp i pewnie nudził się trochę na takich winklach ale nic nie powiedział
Wraz z Łukaszami i Marzenką siedzieliśmy jeszcze długo w nocy rozmawiając i zagryzając oscypkiem trunki, jakie Luk@ ocalił z wesela
Nie mam wątpliwości, że na Campingu była jeszcze lepsza zabawa
Nazajutrz Luca zaraz po śniadaniu wyskoczył jeszcze do Zakopanego (chciał zobaczyć Jaszczurówkę za dnia) ale umówiliśmy się, że jeszcze spróbujemy się złapać w drodze powrotnej. Luk@, Marzenka i Ja poszliśmy na śniadanie do pobliskiej Karczmy Widokowej gdzie musieliśmy chwilkę odczekać zanim ją otworzą
Po drodze wjechaliśmy jeszcze na Litwinkę - miejsce znane ze zlotu w Białce - tym razem jechaliśmy jednak ciut bardziej krętą trasą. Umówiliśmy się z Łukaszem, że do Nowego Targu będziemy się trzymać razem i faktycznie dopiero za Nowym Targiem, samochód Luk@ zniknął w lusterkach wstecznych. Niestety niemal od wyjazdu z Brzegów cały czas padało, jednak tym razem od razu odziałem się w przeciwdeszczówkę więc nie było tragedii.
Gdy byłem w Krakowie zdzwoniliśmy się z Lucą - oczywiście był już daleko z przodu (wiadomo szybszy motocykl
)
Ale obiecał, że na mnie poczeka. Niestety chwilkę musiał poczekać, bo deszcz akurat rozpadał się jeszcze bardziej...
Jednak udało mi się dotrzeć do stacji na której Luca suszył rękawice na silniku Jelonka i pojechaliśmy dalej razem.
Muszę przyznać, że był to dość przyjemny odcinek, bo Luca jechał naprawdę pewnie i jak na panujące warunki dosyć szybko. Luca zaprosił mnie do swojego domu i nawet udostępnił miejsce pod dachem dla motocykla. Niestety zdejmując przeciwdzeszówkę zrobiłem w domu Luca niezły potop - ale nie wyrzucił mnie a nawet ugościł - za co z tego miejsca Łukaszowi i Ewie bardzo dziękuję
Poza tym, że bardzo miło spędziłem czas, wyschłem trochę i ogrzałem się, pogoda się poprawiła i deszcz prawie już nie padał. Wyjechałem od Łukasza i już po kilkunastu kilometrach droga zaczęła przysychać a od Skarżyska była już całkiem sucha więc szybko i bez żadnych problemów dotarłem do domu.
Impreza mimo niesprzyjającej pogody była bardzo fajna, zwłaszcza spotkanych pierwszy raz Artura z Koszalina (z małżonką oczywiście) wspominam szczególnie mile - może za sprawą tego, że Artur też śmiga koreańskim motocyklem - GV250
Gdyby pogoda się bardziej udało na pewno nie zabrakło by nam również takich zdjęć:
Krzyż na Giewoncie
Widok ze szczytu Giewontu na przełęcz pod kopą Kondracką i samą Kopę Kondracką
Widok ze szczytu Giewontu na dolinę Kondratową
Na szczycie Giewontu
Takiej fotki nam brakuje
Tak to wygląda na szlaku - te kolorowe plamki to ludzie
Widok na Giewont z Myślenickich Turni - stacji pośredniej kolejki linowej na Kasprowy Wierch
Zbliżenie z tego samego miejsca
Jon napisał, że impreza do powtórki
Chyba ma rację