Banici Azjatyckich Motocykli https://banici.pl/ |
|
Moje i Umka motowakacje 09-2016 https://banici.pl/viewtopic.php?f=85&t=2760 |
Strona 1 z 2 |
Autor: | verdgar [ wtorek 13 wrz 2016, 10:25 ] |
Tytuł: | Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Wszystko wskazuje na to, że jednak się uda wyjechać w najbliższy weekend. Wstępny kierunek zakłada przejazd wybrzeżem Chorwacji przez Czarnogórę do Albanii. Wyjątkowo mamy aż dwa tygodnie więc na pewno plany będą jak zawsze modyfikowane na bieżąco bo choć nie musimy się nigdzie śpieszyć to przecież nie będziemy wracać tą samą drogą co rok temu i byłoby miło wykąpać się w trzech morzach a nie tylko w dwóch Co wyjdzie zobaczymy, jak będzie możliwość to jakieś meldunki z trasy się mogą pojawić ale nie muszą |
Autor: | verdgar [ środa 21 wrz 2016, 18:45 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Nie będę Was zanurzać, wrzucamy tylko dzisiejsze fotki z wycieczki. Załącznik: IMG_20160921_154241.jpg
|
Autor: | verdgar [ środa 21 wrz 2016, 19:10 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Zimno? Obiecuję przywieźć trochę pogody I jeszcze: Załącznik: IMG_20160921_155019.jpg Załącznik: IMG_20160921_154253.jpg A tak jest na Albanskim campingu. Powiem Wam, żyć nie umierać, tanio ciepło i motocyklistów jak mrówków Załącznik: IMG_20160921_141634.jpg Plan na jutro to jeszcze więcej Albanii! |
Autor: | verdgar [ sobota 24 wrz 2016, 19:52 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Jakieś gruzy Załącznik: IMG_20160923_104943.jpg Kaktusy, jak to na dzikim zachodzie Załącznik: IMG_20160923_114922.jpg Widok na hotel obok naszego kampingu od strony plaży (cena za pokój 10€ za osobę, na kampingu 5€) Załącznik: IMG_20160923_180757.jpg Ostatnia noc w Albanii. Powiem tylko, że na odchodne Pani właścicielka postawiła nam po małej Rakiji. Załącznik: IMG_20160923_192812.jpg Dziś śpimy w mieście które kiedyś było stolicą Bułgarii |
Autor: | verdgar [ poniedziałek 26 wrz 2016, 19:40 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Nasze miejsce noclegu w Macedonii: Załącznik: IMG_20160925_093349.jpg W Bułgarii znaleźliśmy coś takiego: Załącznik: IMG_20160926_145307.jpg A taką golonkę jagnięcą dostałem w ostatniej Bułgarskiej restauracji przed Rumuńską granicą: Załącznik: IMG_20160926_164818.jpg Z ciekawych rzeczy, na granicy Macedońsko - Bułgarskiej spotkaliśmy parę się Australijczyków na takim motocyklu jak mój. Wybierali się do Albanii i do Włoch o Polskę obiecali zaznaczyć innym razem |
Autor: | verdgar [ wtorek 27 wrz 2016, 08:10 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Dziś nad morzem. Czarnym Załącznik: IMG_20160927_092604.jpg
|
Autor: | verdgar [ wtorek 27 wrz 2016, 15:26 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Tak, żeby Wam nie było za bardzo żal. Do południa temperatura to około 16C. Upału nie ma co ma swoje dobre strony ale pływać mi się nie chciało mimo, że temperatura wody to 25C. Dziś kuchnia Rumuńską, na śniadanie zakusca a na obiad zamiast frytek mamałyga Fotek brak, kamera coś tam nagrała (chyba). Plan na jutro to trasa Transogarska i zwiedzanie Sybina. Acha śpimy nad jeziorem zaraz za Pitesti. |
Autor: | verdgar [ wtorek 27 wrz 2016, 17:19 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Żeby nie było, wrzucamy kilka fotek. Tak czyste mamy motocykle. I to wcale nie po Albanii tylko po Bułgarii! Załącznik: IMG_20160927_173136.jpg Załącznik: IMG_20160927_173149.jpg A takie dzieła sztuki są tu przed hotelem: Załącznik: IMG_20160927_182034.jpg
|
Autor: | verdgar [ środa 28 wrz 2016, 20:55 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Lekko ośnieżone szczyty na Transfogarskiej Załącznik: IMG_20160928_123914.jpg Piknik na szczycie, pomidorowa z torebki i chleb z zakusca Załącznik: IMG_20160928_130257.jpg Sibiu by night: Załącznik: IMG_20160928_194906.jpg Plan na jutro to wąwóz Bicaz |
Autor: | verdgar [ czwartek 29 wrz 2016, 17:32 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Dziś było tak: Załącznik: IMG_20160929_163821.jpg Załącznik: IMG_20160929_185009.jpg Jutro zaczynamy drogę do domu |
Autor: | verdgar [ piątek 30 wrz 2016, 18:45 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
krzysiek napisał(a): No to jeszcze zdążycie na sushi w Puławach Przypuszczam, że wątpię. Dziś ostatnia noc w Rumunii Śpimy w Ordei przy granicy z Węgrami. Dopiero jutro będziemy w Polsce ale jeszcze nie w domu Rumunia nie przestaje nas pozyrywnie zaskakiwać: Załącznik: IMG_20160930_192947.jpg
|
Autor: | verdgar [ sobota 01 paź 2016, 19:05 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
No i już jesteśmy w Polsce. Za nami dziesięć krajów. Najdłużej w jednym miejscu spaliśmy dwie noce A najwięcej czasu spędziliśmy w Rumunii. Poza awarią z szamponem kłopoty sprawiały nam wyłącznie telefony Tyle nam jeszcze kasy zostało: Załącznik: IMG_20161001_154452.jpg P.S. Dziś nocleg pod Tatrami jutro ostatnie 400km |
Autor: | verdgar [ niedziela 02 paź 2016, 19:52 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Wróciliśmy! Nie wiem kiedy ale za przejechaliśmy 6275,9km, te brakujące 100 metrów trochę mnie martwi Fotki wstępnie przejrzane a jeszcze prawdopodobnie coś utrwaliła kamerka (najpewniej to jak idę do WC na stacji benzynowej) Na deser zdjęcie mojej pamiątki z Albanii: Załącznik: IMG_20161002_181157.jpg
|
Autor: | verdgar [ poniedziałek 10 paź 2016, 19:38 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Wyjątkowo mam tym razem trochę notatek z podróży więc o relację będzie łatwiej niż zazwyczaj Dzień 0 - 398km Z domu do Brzegów https://goo.gl/maps/99YEvJVYYdw Dobrze znana trasa, pokonana ledwie tydzień temu i to dwukrotnie. Od Krakowa deszcz. Na stacji zakładamy przeciwdeszczówki ale tylko na górę, liczymy na umiarkowany deszcz. Deszcz nie był umiarkowany. Spodnie przemiękły . Kiedy jesteśmy w Nowym Targu dzwoni Artur: - jaką macie pogodę? - pogoda jest super! - a to w deszczu jedziecie Mniej więcej tak to wyglądało, Artur opowiedział mi o odbytym rekonesansie przed rozpoczęciem w przyszłym roku (dzięki Artur) W Brzegach szybkie suszenie przemoczonych spodni. Sprawdzam prognozy, pojawia się pomysł żeby odwrócić trasę i najpierw pojechać do Rumunii. Ale na razie jedyna modyfikacja planu to zmiany trasy przed Słowację do Budapesztu na nieznaną Fotek brak Dzień 1 - 680km z Brzegów do Zagrzebia https://goo.gl/maps/9dMgqJnWcb42 Rano kolejna zmiana planów, jednak pojedziemy już znaną droga. Prognozy były takie sobie. Jeszcze na Węgrzech miało zacząć padać. Mimo straszących chmur tylko trochę pokropiło ale a sumie dojechaliśmy na sucho!!! Śpimy w namiocie. Na całym campingu jesteśmy drugim namiotem! Ten pierwszy tez z Polski. Nocleg w motelu kosztowały 75€ na campingu ponad 50€ zostało w kieszeni. Hotele zostawiamy na przyszłość np. w Rumunii. Kolacja w restauracji. Niezłe risotto grzybowe za 30kn. Wino Chorwackie ze stacji benzynowej za 25kn (ok 12zl). Nie pada i oby tak się utrzymało !!!! Plan na jutro wybrzeże Chorwacji! Nasze obozowisko: Dzień 2 - 416km Zagrzeb - Seged https://goo.gl/maps/oZgEaKE1JsG2 W nocy zaczęło padać i rano wciąż padalo. Śniadanie jemy przy zlewie koło sanitariatów (jest dach, jest woda i miejsce na kuchenkę). Po jedzeniu startujemy, od razu ubieramy się w przeciwdeszczowe stroje. Bardzo szybko okazuje się, że to była słuszna decyzja. Plan był taki, żeby nie jechać autostradami i jak najwięcej jechać wybrzeżem. Ale w deszczu to nie ma sensu, lepiej szybko przejechać tam gdzie nie pada. Deszcz towarzyszył nam przez 300km. Na wysokości Biograd na Moriu zjechaliśmy z autostrady bo nad wybrzeżem zaczęło być widać słońce. Opłaciło się niebawem deszcz dał za wygrana. Po drodze ustalamy, że jedziemy dotąd aż będzie ciepło, słońce i fajne miejsce. Wybrzeżem dojechaliśmy do Seged (obok Trogiru). Tutaj jest Kemping za 20€. Rozbijamy się i suszymy. Idziemy promenadą na obiad. Jemy zupkę rybną i risotto z owocami morza i sepią kałamarnicy, czarne!!! Wieczorem siedzimy na plaży wcinamy bułkę z ajwarem i pijemy ożujsko:) Plan na jutro to znany już kemping w miejscowości Buljarica w Czarnogorze. Chyba to będzie wyjątkowy dzień z pewnym planem dokąd jedziemy Plaża w Seget: Uliczki Seget: Zupka rybna w wersji Chorwackiej (jak rosół z odrobiną ryżu) Widok z restauracji: Czarne risotto, naprawdę baaaardzo smaczne a miny siedzących obok nas Niemców naprawdę bezcenne. Wieczorne leżakowanie C.D.N. |
Autor: | verdgar [ poniedziałek 10 paź 2016, 23:48 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Dzień 3 - 355km Z Seget do Buljarica https://goo.gl/maps/RADNpoaS52A2 Rano super pogoda. Słonecznie i ciepło. Śniadanie i jedziemy dalej. Jedziemy wzdłuż wybrzeża. Droga super malownicza i kręta. Wszystko psują Niemcy w kamperach. Wloką się jak stonogi. Zatrzymujemy się żeby zrobić zdjęcia. Własnie dla tego widoku się zatrzymaliśmy: Fotki jak z photoshop'a Przy okazji postoju drobna walka z interkomami. Po zresetowanie najpierw zupełnie nie chcą gadać ze sobą ale w końcu ruszają i działają tak jak powinny. Co ciekawe, tuż przed wyjazdem zmieniliśmy interkomy z Midlanda na Sene, na 100% jakość dźwięku czy rozmów jest w Senie wyższa ale są momenty kiedy Sena żyje własnym życiem, na szczęście wyłączenie i ponowne włączenie najczęściej załatwia sprawę a jest to zrobić łatwiej niż w Midlandzie. Granica z Bośnią i Hercegowiną to formalność, nawet nie chcą oglądać naszych dokumentów. Za Neum tankowanie tańszego paliwa i jedziemy dalej. No prawie bo na stacji idę do wc zapominając o kamerze na kasku. Była wyłączona ale co przydzwoniłem w ościeżnicę to moje, przy okazji skutecznie przestawiłem kamerę zarówno w pionie jak i poziomie. W poziomie ustawienie jej to formalność ale w pionie już do końca wycieczki jest ustawiona ciut za nisko więc filmików się nie spodziewajcie Przejeżdżamy przez Dubrovnik omijając jego zabytkową część i wjeżdżamy do Czarnogóry. Nad zatoką Kotorska chmury. W Herceg Nowi łapie nas deszcz. Mamy nadzieję zaraz z niego wyjechać i nie zakładamy przeciwdeszczowek. Niestety sznur osobówek ciągnie się 30 na godzinę a my mokniemy. Kawalkadę prowadzi Pan z otwartym bagażnikiem (wiezie jakieś meble albo drzwi). Wyprzedzamy go w końcu i dojeżdżamy do promu na drugą stronę zatoki. Już nie pada. Przed nami Motocykle ze Szwajcarii. Oczywiście BMW i masa akcesoriów Touratech'a czyli na bogato Na promie: Przeprawa choć niedługa warta była wydania 2€ za motocykl Na promie Szwajcarzy zdejmują przeciwdeszczowki jednak zaraz po zjeździe z promu chyba stają założyć je ponownie bo zniknęli w lusterkach (oczywiście w chwilę po tym jak ich wyprzedziliśmy). Szwajcarzy, tu jeszcze jadą przed nami: Dojeżdżamy na camping, rozbijamy namiot a deszczyk kropi. Obiad-kolacja w regionalnej knajpie. Zupa z owoców morza i cielęcina w formie de volaja, pyszne i dużo ale tłusto jak diabli WC na kempingu, ktoś wyrzucił do śmietnika całkiem dobrego kota: Po kolacji szybka wizyta w sklepie, winko do poduszki i coś na śniadanie Sprawdzamy prognozy i plan żeby zostać w Buljarcy dwa dni odchodzi w niepamięć, jedziemy do Albanii. Tam jest ciepło i słonecznie! Dzień 4 - 136km Buljarica - Szkodra https://goo.gl/maps/bt3GxdDE9ZU2 Wstajemy wcześnie. Gdzieś koło 7 z minutami. Pakujemy się jemy skromne śniadanie. Płacimy za camping 12€ i w drogę. Celowo nie jedziemy najkrótsza drogą. Wybieramy wariant z przejściem granicznym Hani Hotit. Widoki i zakręty rewelka. Pojawia się jezioro Szkoderskie. Super widok tym razem na jezioro. Granica to formalność. Raz dwa jesteśmy w Albanii. Nawigacja i drogowskazy bez pudła wskazują drogę na Camping. Około kilometra jedzie się szutrowa droga ale warto, camping wręcz luksusowy. Plaża z parasolami itp. Droga na kemping: Parasole na plaży: Rozbijamy namiot, oddajemy się luksusowi i dajemy rzeczy do uprania (4€) a sami idziemy do restauracji coś zjeść. Restauracja na kempingu przy samej plaży. Wcinam mix z owoców morza a Sylwia mięsne paluchy z ryżem i sosem jogurtowym. Pycha i cena też OK. Ciut poniżej 10€ za wszystko. Mix z owoców morza: Mięsne paluchy: Czekamy na nasze pranie i jak tylko je dostajemy, rozwieszamy i jedziemy zobaczyć z bliska zamek Rozafa. Droga przez Szkodre już nie przeraża. Już wiem czego się spodziewać. W szaleństwie jest metoda, ruch odbywa się bardzo wolno i nie mowy o poobijanych samochodach (no może dlatego, że te najdroższe są na 100% mafijne) Droga do zamku mocno pod górę. Asfalt się kończy i jedziemy antycznym brukiem! Zwiedzanie ruin 200leków czyli 1,5€ od głowy i naprawdę warto. Zamek ogromny a widoki z niego pierwsza klasa. Brama zamku: I to samo z drugiej strony: W tle malowniczo wijąca się rzeka A my zwiedzamy Z zamku widać też meczet ołowiany, co ciekawe minaretu nie ma, bo dwukrotnie zniszczył go piorun: No i pierwsza spotkana młoda para: Zamek naprawdę ogromny: Ten chodniczek trochę nierówny: Przy wyjściu zagaduje Pana sprzedającego bilety, że nie znaleźliśmy Księżniczki Rozafy (legenda mówi, że została zamurowane w murach zamku. Spodziewałem się że Pan to potraktuje jako żart a Pan pokazał nam miejsce gdzie wg legendy została zamurowane księżniczka. To właśnie to miejsce, choć Pan podkreślał, że to tylko legenda: Odpowiedział też trochę o historii zamku, pokazał najstarsze mury ze śladami po atakach katapult. Potwierdza się wyczytana opinia, że Albańczycy są bardzo gościnni i bardzo uczynni. Po drodze Sylwii udaje się wypatrzeć kantor. Wymieniamy 20€ na Leki. Po drodze na camping wizyta w sklepie. Kupujemy tylko dwa piwa, na kolację i śniadanie planujemy wstąpić do restauracji. Na campingu dopadają nas sąsiedzi. Starsi ludzie z Lublina. Podróżują samochodem z przyczepa kempingową. Gadamy z nimi chyba ze dwie godziny, bardzo mili ludzie. Pytam o drogę do Sarandy przez Himare z Vlore (Junk będzie wiedział dlaczego). Pan dał radę z przyczepą, będzie OK! Na kolacje pizza i piwo Tirana. Całkiem fajne piwo. Pizza super, czuć w niej oliwę nie raz słyszałem, że na Bałkanach robią dobrą pizzę i się nie zawiodłem (w końcu kiedyś panowali tu Wenecjanie) Na kemping zjeżdża masa motocyklistów, przeważają Czesi, w restauracji zabawna sytuacja, Czesi zamawiają kolejną kolejkę Rakiji, kiedy chcą poczęstować kelnera ten pyta: Polacy? A sam kemping (Shkodra Lake Resort) naprawdę godny polecenia, to najbardziej luksusowy kemping na jakim kiedykolwiek byłem i zarazem prawie najtańszy (taniej było też Albanii o całe 1€!) Sprawdzam prognozy, nie do końca są korzystne jest szansa nawet na burzę w okolicy Himare. No nic zobaczymy dokąd się uda dojechać (nawigacja mówi, że do Ksamil będziemy jechać 9 godzin… do Himare 7) C.D.N. |
Autor: | verdgar [ wtorek 11 paź 2016, 10:53 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Dzień 5 - 367km Szkodra - Ksamil https://goo.gl/maps/6327s6xc1Pk (nie wiem czemu google boi się trasy SH8, oczywiście jechaliśmy nią cały czas a nie SH76) Pakujemy się i już spakowaniu idziemy na śniadanie. Tym razem angielskie śniadanie z Albańskim Twistem (tak się nazywała pozycja w menu). Tradycyjnie płacimy niecałe 10€ za dwie osoby. Chwila relaksu po śniadaniu i ostatni rzut oka na kemping, w tle widoczne zadaszone miejsca na namioty: Jezioro Szkoderskie, można się w nim kąpać ale jest też rezerwatem kormoranów (komarów podobno też ale chyba udało nam się tam być poza terminem wylęgu) Jak już pisałem kemping full wypas, toalety ogromne i czyste, w każdym kranie na terenie kempingu pitna wodna (oczywiście tuż przy namiocie też był): Za kemping płace zawrotne 11€ i ruszamy. Przejazd przez Szkoder ciekawszy niż dotąd. W mieścicie policjanci na motocyklach. Na Chińskich Jinlulach 250! Niebawem dowiadujemy się dlaczego. Przez miasto jedzie grupa rowerzystów w koszulkach z flagą EU. Może dzięki nim ruch w mieście jest umiarkowany i dość szybko zostawiamy Szkodre za plecami. Droga jest nawet nieźle urozmaicona momentami zdarzają się odcinki autostradowe a momentami jedziemy przez miasta. Jeden z największych kurortów Albanii - Vlore Chwilami droga wiedzie nad samym morzem: Tankujemy za Vlore. Najdroższe tankowanie jak dotąd. 40€ za obydwa motocykle! Za Vlore droga wymarzona dla motocyklistów. Winkle i super widoki. Asfalt równiutki. Od czasu do czasu wyprzedzamy jakiś samochód ale droga generalnie jest pusta. Kilka nielicznych klatek z filmu na których coś widać: Albania to również góry: Osiołek, wyjątkowo przy drodze a nie na środku drogi (zwierzęta w Albanii preferują raczej utwardzoną nawierzchnię, najgorzej wychodzą na tym koty) Woda z prawej to oczywiście morze Jońskie Droga wije się jak makaron: Krowa, na dowód tego co napisałem powyżej: W Himare zatrzymujemy się coś zjeść. Przypadek sprawia że to tawerna motocyklowa Red Indian. Ze zdjęć jakie tam wiszą wnioskuje, że to całkiem kultowe miejsce. Zjeść można tylko kiełbaski z sałatką ale nic więcej nie potrzebujemy. Sałatka to tylko pomidory, ogórki, cebula i ostra papryka ale skorpiona oliwa z ziołami jest nieziemsko smaczna. Do tego dostaliśmy chleb również skorpiony tą oliwa. Smak niezapomniany! Red Indian z zewnątrz: Tak to wygląda w środku: Widok z restauracji, przypadkowo stoją tam jakieś dwa motocykle z Polski I jeszcze rzut oka na plażę Himare (nie bez powodu jest to jedno z popularniejszych miejsc a riwierze Albańskiej) Do Ksamil docieramy w niecale 7 godzin tym razem nawigacja nie doceniła motocyklistów Camping Sunset z super widokiem w cenie 10€. Pewien minus to niezbyt wysoki standard sanitariatów (są dość prowizoryczne) ale czyste a właścicielka super przyjazna, wita gości z daleka. Potem nawet dostaliśmy gratis powitalne piwo. Namiot tym razem rozbijamy pod drzewem oliwnym. Idziemy nadmorska promenadą do miasta. Przypadkiem odnajdujemy najbardziej polecany w internecie lokal bar Korali. W lokalu oczywiście sami Polacy (poza obsługą). Zjadamy pół na pół sałatkę Grecką i sałatkę Korali z tuńczyka. Smaki znów powalają. Wracamy na camping już po ciemku. Siedzimy jeszcze moment w restauracji przy campingu (darmowe piwo). Ustalamy plan na jutro i idziemy spać. Jutro zwiedzanie! Dzień 6 - około 70km Butrint-Saranda-Ksamil https://goo.gl/maps/4mm6J2CXmBz (ponownie google ma swoją interpretację, drogą SH98 nie jechaliśmy) Rano śniadanko w restauracji na miejscu. Cena w Lekach wydaje się wysoką ale po przeliczeniu okazuje się, że wydaliśmy na dwie osoby niecałe 30zł. Dziś motocykl Sylwii ma wolne. Śmigamy tylko moim. Do Butrint jest kilka kilometrów. Po drodze test Albańskiego bankomatu, dał kasę bez szemrania;) Butrint, ruiny miasta z 4wieku przed Chrystusem! Oczywiście miasto było przebudowywane później aż do 5wieku n.e. Jak widać miejsce uczęszczane, zarówno przez obcokrajowców jak i Albańczyków Teren miasta jest naprawdę spory: Kiedyś się budowało... Amfiteatr z rosyjską wycieczką w tle: Za tą bramą był zbiornik wody: Jak widać spora część terenu jest pod wodą (stąd wszystkie przewodniki zalecają użycie preparatów antykomarowych) Ta budowla to chrzcielnica. Jej podłogę zdobią nieprzeciętnej urody mozaiki ale w celu ochronienia ich przed zniszczeniem są przysypane żwirem - serio A tu był kiedyś kościół Sylwia zbiera na tacę: Fragment mozaiki, specjalnie dla Was odgrzebałem spad żwiru: Tam na dole jest część muzealna (tam nie można robić zdjęć) Kaktusy jak na dzikim zachodzie: Na miejscu w stoisku z pamiątkami sprawiam sobie koszulkę z Albanskim orłem i napisem Shqiperia. Sprzedawca zaskoczył nas bo znał Polski. Po drugiej stronie jeziora są ruiny zamku Alego Paszy (nie jedyne w Albanii), Ali Pasza ich nie budował ale zmodernizował do celów obrony przed wojskami .... Napoleona! A tu gratka dla fanów programu Top Gear, to słynny prom którym podczas podróży po Albanii ekipa Top Gear przeprawiała mercedesa, rolls rocye i udającą bentleya starą zastawę: Udajemy się do Sarandy, szukamy Lukeres twierdzy Sulejmana i…. Poddajemy się. O ile ruiny zamku są widoczne to droga do niego chyba jest oznaczona tylko po Albańsku. Oczywiście to zamek Sulejmana znanego z pewnego serialu a, że nie jesteśmy jego fanami... Być może powodem słabego oznaczenia drogi jest fakt, że dziś w zamku jest restauracja i punkt widokowy Łazimy po promenadzie w Sarandzie. Kupujemy Albańskie figi, są świeżo wysuszone, miękkie i naprawdę pyszne. Wracamy na Camping idziemy na plażę. Pływam w morzu Jońskim pierwszy raz w życiu - jest super . To naprawdę ja (oczywiście nie to pomarańczowe) Jak widać tworzymy niezły tłum wczasowiczów: Mało kto wie, że Albania ma najniższy wskaźnik przestępczości ze wszystkich krajów Bałkańskich, bar przy plaży już nieczynny a mimo to na ladzie stoją sobie szklanki, których nikt nie kradnie ani nawet nie rozbija: Tajemnicą niskiej przestępczości jest fakt, że porządku pilnuje mafia, której nie interesują drobne kradzieże, zajmuje się bowiem przerzutem narkotyków do Europy. Obstawiamy, że większość obiektów sportowych czy turystycznych (zwłaszcza tych wypasionych) też należy do mafii, gdzieś trzeba prać pieniądze Idziemy do baru Korali, znów sami Polacy w środku. Kelner nas wita jak starych znajomych ( już raz nas widział). Tym razem mocno regionalnie, małże dla mnie i Musaka dla Sylwii. W połowie mamy się zamienić ale jedzenie jest tak dobre, że nikt z nas nie chce się zamieniać . Naprawdę nie sądziłem, że małże mogą być tak dobre. Już prawie zjedzony talerz małży w białym winie za całe 15zł (500 lek): Wieczór nad morzem: Wracamy na kemping. Ustalamy trasę na jutro siedząc nad morzem. Na kempingu w restauracji zamawiamy lokalne wino. Jest pyszne, pachnie mocno owocowo i jest bardzo delikatne. Podejrzewamy, że to lokalne chardoney ale jak jest na prawdę nie mam pojęcia. Kiedy już płacimy i zbieramy się spać właścicielka częstuje nas Rakiją. Bez specjalnej okazji. Rakija super pachnie ale smak zdradza, że Albańczycy nie są mistrzami destylacji Wracamy do namiotu. Ksamil to jedyne miejsce gdzie nocowaliśmy aż dwa razy. Szkoda, że tak krótko. Jak się później okazało, było to ostatnie miejsce noclegu pod namiotem. Plan na jutro to Macedonia! |
Autor: | verdgar [ środa 12 paź 2016, 10:11 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
"Droga poza mapą" czyli - Dzień 7 - 322km Ksamil - Ochryd https://goo.gl/maps/bbCnSkfDdHU2 Wstajemy rano, zwijany obozowisko. Restauracja jeszcze nie wróciła do życia na 100%. Sylwia dostaje kawę bez problemu ale herbata to wyzwanie. Teoretycznie Panowie wiedzą co to "Tea" ale przynoszą "Ice tea", na "Black tea, hot" oczy robią im się kwadratowe?? W końcu panowie wpadają ma to, że chodzi o czaj (wczoraj kiedy obsługiwała nas właścicielka z herbatą nie było aż takiego problemu - po prostu zabrakło czarnej herbaty i dostałem do wyboru rumianek lub owocową, herbata nie jest tu powszechnym napojem). Pojawia się właścicielka. Dostajemy śniadanie. Płacimy, żegnamy się i w drogę. Droga w nawigacji określona jako optymalna. 300km mamy przejechać w 8 godzin. Trasa szybka byłaby o ponad 100km dłuższą i tylko pół godziny szybsza. Na chwilę wjeżdżamy do Grecji, która w sumie jest rozczarowaniem. Pierwszy raz pogranicznik zwrócił uwagę na kamerę na kasku, czy na pewno wyłączona. Jak wiecie wiele przejść granicznych sfilmowałem bez żadnego zainteresowania kamerką, widać Grecy mają co ukrywać . Generalnie przejazd przez Grecję to około pół godziny, do samej drogi nie mam negatywnych uwag. Ciekawa, widokowa ale żeby jakość dróg była drastycznie lepsza niż w Albanii tego bym nie powiedział. Taki grecki autoportret z fotoradarem Greckie drogowskazy (na dowód, że nie ściemniam i naprawdę tam byliśmy) Trochę gór w Grecji (gór było znacznie więcej ale złe ustawienie kamery utrudnia ich pokazanie) Greckie graffiti przy drodze: Wiem, że to tylko kawałeczek Grecji i dalej jest zupełnie inaczej ale naprawdę byliśmy rozczarowani. A dopełnieniem rozczarowania było przejście graniczne, słowo daję, myśleliśmy, że jest nieczynne. Czy tak wygląda pracujące przejście graniczne? Halo, jest tu kto? Fotka nie do końca to oddaje, ale na tym parkingu wszystkie samochody stały na "kapciach" i były zdrowo zakurzone, był tam nawet mercedes na polskich blachach (o ile pamiętam z Rybnika) To co, chyba damy radę między filarem a szlabanem? Jednak szukamy dalej kogoś z obsługi tego czegoś, na serio poszukiwania trwały co najmniej 5 minut W końcu w okienku ktoś się pojawił, kończąc coś przeżuwać (przypomina się komedia Barei "jem przecież") Tak czy inaczej Pan w końcu przełknął zarówno jedzenie jak i nasze paszporty Ale to nie koniec, kolejne minuty siedzimy na ławce bo ktoś jeszcze ma do nas przyjść. Pani z Grecji okazała łaskę i wyszła, uważnie przeglądała nawet zielona kartę, która nam nie jest w Grecji potrzebna w dodatku karta była źle wypisana, ważność kończyła się jej się rozpoczęła. Na szczęście Pani dala się przekonać, że to tylko pomyłka w wypisaniu ale miny robiła takie..... ciekawe czy myślała, że ja nie wiem, że w Grecji ten Papier nie powinien jej interesować? Zielona karta której ważność skończyła się przed rozpoczęciem: Po Albańskiej stronie inny świat miło i życzliwie, nikogo nie trzeba szukać wszyscy są na posterunku. Pogranicznik, przeprasza, że ma awarię komputera i musi nas spisać na kartkę Przy okazji mówi nam, że możemy dalej pojechać nową drogą wystarczy zaraz za granicą skręcić w prawo. Nie mam tej drogi w nawigacji ale ryzykujemy. Nowa droga miejscami jeszcze bez asfaltu. Jak widać w Albanii obowiązuje ruch lewostronny (przynajmniej tam gdzie nie ma prawego pasa) To naprawdę droga w budowie, ale nikomu nie przyszło do głowy jej zamknięcie: Omijanie stojącej na środku ciężarówki: Pogranicznik nie wpuścił nas w maliny, droga pusta i miejscami ma nawet dwa pasy Ale są miejsca gdzie asfalt znika i kilkaset metrów niepewności czy wróci? Asfalt wraca a z nim super widoki: Dwa osiołki w galopie Te kamienie na drodze to miejsce gdzie kiedyś będzie studzienka - serio W końcu wyjechaliśmy na starą drogę, jak widać jest węższa od tej nowo budowanej: Owce i kozy na drodze, nie ostatnie tego dnia: Luca wspominał, że BabaLuca darzy sentymentem drewniane płoty, taki może być? Droga na pewno nie jest najszersza i najrówniejsza ale za to malownicza Konwój osiołków A przed osiołkami stado kóz i owiec Stado było naprawdę spore i przecinało krętą drogę kilka razy: Dla uzmysłowienia szerokości drogi, ten pojazd to nie ciężarówka tylko samochód dostawczy: Po lewej ostatni rzut oka na stado owczo - kozie Kolejny autoportret, tym razem z Albańskim motórem w tle na kolejnym odcinku bez asfaltu (tak serio to sprawdzam czy mam kamerkę włączoną) Droga jeszcze w budowie, a "supermarkety" już są: Kiedy jeszcze jechaliśmy asfaltem, Sylwia mówi przez interkom "o tam na dole to jest droga tylko widać jak się kurzy za tą ciężarówką". To właśnie za tą ciężarówką się tak kurzyło i na tej drodze (teraz ciężarówka zatrzymała się na zakupy) Napis przy drodze mówi, że "tu na razie jest ściernisko ale będzie San Francisco" - to tak w wolnym tłumaczeniu Droga dziś przez większość dnia byla naprawdę o legendarnej Albanskiej jakości. Ale widać, że to się zmienia i niebawem dziury przejdą do legendy. Gdy dojeżdżamy do jeziora Ochrydzkiego droga stają się szeroka i równa. Tak jest prawie cały czas aż do Macedonii. Prawie bo krótki moment robót drogowych był lekkim wyzwaniem (samochody praktycznie się nie poruszały takie były doły) Woda na horyzoncie, widać już jezioro Ochrydzkie! Na filmie też nic się nie poruszało Piękna betonowa zapora A tak serio czysta woda w jeziorze Ochrydzkim, nie bez powodu zwanym perłą Bałkanów Nie widać tego za dobrze ale ten mercedes z prawej praktycznie wisiał już na podłodze Jak widać droga jest intensywnie naprawiana i zagęszczana trampkami Mimo wszystko byliśmy najszbyciej poruszającymi się pojazdami na tym odcinku ale kilka razy przydzwoniłem osłoną silnika o podłoże. Wróciła normalna droga, po prawej stronie widać akwarium ze świeżymi rybami z jeziora Ochrydzkiego, takich stoisk było jeszcze sporo a czasem stali ludzie trzymając za skrzela wielką rybę. Jeszcze przed granicą zatrzymujemy się w przydrożnej knajpie. Zamawiamy grillowaną rybkę i sałatkę warzywną. Do sałatki zawsze tu podają chleb. Tutaj był lekko grillowany. Ryba to osobna historia, bałkański sposób grillowania jest dość charakterystyczny bo ryba jest przeciętna jakby z profilu. Ryba była naprawdę rewelacyjna, super świeża i baaardzo smaczna. Ryba ta po albańsku nazywa się Koran i jest to słodkowodnych łosoś, taka odmiana łososia żyje tylko w Bajkale i tu!. Sylwia miała początkowo obawy co do tego lokalu ale okazał się rewelacyjny a ryba Koran to kolejny powód by tu wrócić! Ostatni w Albanii rzut oka na jezioro Ochrydzkie: Granica z Macedonią. Tu znów dopatrują się, że zielona karta jest nieważna ale bez żadnego problemu dają się przekonać, że jest błędnie wypisana, nawet się z tego śmieją (zupełnie bez fochów nie to co Pani w Grecji, ale przecież mogli mi kazać wykupić na miejscu zieloną kartę) Macedonia. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło tylko napisy są w cyrylicy. W mieście slumsy jakich nie widzieliśmy nawet w Albanii. Jest dość chłodno. Kempingi pozamykane, decydujemy by zatrzymać się w hotelu. Pierwszy przy jakim się zatrzymujemy okazuje się nieczynny. Ale stojący przy nim Pan dzwoni gdzieś i przekazuje mi telefon, dowiaduje się tego co już wiem, hotel jest nieczynny, w centrum miasta mają drugi hotel w cenie 40€ że śniadaniem (dla dwóch osób). Cena nie zabija ale nie znaleźliśmy tego hotelu. Znaleźliśmy jeszcze kilka nieczynnych campingów. Zatrzymujemy się przy hotelu Kocarew. Jest nieźle, właściciel okazuje się motocyklistą. Pokój że śniadaniem za 35€. Nie trzeba nas przekonywać. Pewien minus (Pan od razu uprzedza) na dole do pierwszej w nocy będzie wesele, może być głośno. Jak tylko do pierwszej to bierzemy. Pokój fajny, nawet elegancki. Zostawiamy bagaże i jedziemy do Ochrydu. Ochryd nocą, niezapomniany wrażenie. Co chwila ktoś nas pyta czy nie potrzebujemy pokoju, najczęściej to rowerzyści Miasto tętni życiem. Wszystko otwarte, masa sklepów otwartych 24h. Wszystko ładnie oświetlone. Ceny bardzo przystępne. W sklepie kupujemy wino, dwa burki i ciastko (jak się okazuje z parówką) soczek i paczkę paluszków. Wydajemy mniej niż 20zł. Burek okazuje się niezła przekąska, chciałem go spróbować bo jest charakterystyczny dla całych Bałkanów (burek to ciasto filo z mięsem lub serem, w Albanii nazywa się Byrek i naprawdę to chyba najtańsza forma pożywienia) Ochryd, pierwszy postój przy bankomacie, kto wie co można kupić w tych sklepach? Zwiedzamy Sklepy w większości otwarte 24h Jeden z wielu pomników (to właśnie tu narodziła się cyrylica więc jest komu stawiać pomniki) Jezioro Ochrydzkie od strony Macedońskiej W jednym z tych sklepów Sylwia upatrzyła sobie buty, także musimy tam wrócić Ochryd by night, doniczki przy drodze super oświetlone: Wracamy do hotelu (5km) Akurat trafiamy na moment kiedy wesele zjeżdża do hotelu, wygląda to zupełnie jak u nas tylko ludzie bardziej opaleni Plan na jutro - Bułgaria! |
Autor: | verdgar [ środa 12 paź 2016, 12:01 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
Nie ma za co "Bułagrski Parasol" czyli - Dzień 8 - 577km Ochryd - Płowdiw https://goo.gl/maps/StuQLyZ74iG2 Wstajemy około 8. Pakujemy się i idziemy na śniadanie. Śniadanie jest dość skromne ale wystarczające. W dodatku dostaliśmy polski serek topiony, mazurski. Serek mazurski na śniadanie w Macedonii Kolejna przygoda z herbatą. Takie coś dostałem jako herbatę Była to biała herbata, czarną też tu można dostać ale jak widziałem wczoraj w Ochrydzie raczej na sposób arabski czyli słodką jak diabli (łyżeczka w niej stoi). Płacimy w dinarach, cena 2050 z czego 50 to extra kawa do śniadania (płacąc w euro byłoby to 2100 bez kawy). Generalnie w Macedonii lepiej wymienić euro na dinary lub wybrać je z bankomatu,. W dinarach jest naprawdę taniej, widać to na autostradzie, gdzie można zapłacić w dinarach lub w euro. W dinarach odcinki kosztują różnie, 20, 30, 60 dinarów, w euro cena jest stała 1€ (a przelicznik to 60 dinarów za euro). Rozmawiamy chwilę z właścicielem hotelu. Jeździ BMW 1200RT. Pytaliśmy o wczorajsze wesele. Tradycyjnie trwa tu od 18 do 1 w nocy. Pan jest w szoku, że u nad trwa to do rana. Co do samego wesela, przynajmniej dla mnie o wiele fajniejsza muzyka niż u nas - tak coś w stylu "Kaja i Bregović" non stop. Żegnamy się z miłym Panem i ruszamy w drogę. Hotel Kocarev Jest nawet dość chłodno. Po drodze zatrzymujemy się i kupujemy miód. Macedonia jest Europejskim (jeśli nie światowym) potentatem w produkcji miodu. Zakup miodu Miodek pycha, pachnie i smakuje jak nie wiem co (Macedonia była oficjalnym dostawcą miodu do Chin na olimpiadę w Pekinie) Dojeżdżamy do macedońskiej autostrady, im. Matki Teresy (jakby ktoś nie wiedział, Matka Teresa choć pochodzenia Albańskiego urodziła się w stolicy Macedonii Skopje). 500 Dinarów wystarcza nam na dwa motocykle. Co najlepsze chyba to jedyny kraj gdzie na bramkach nie ma problemu, że płacę od razu za dwa motocykle. Na jednej z bramek kasjer zauważa kamerkę na kasku, pyta czy nagrywam, kiedy odpowiadam, że nie, wyraźnie smutnieje, tak bardzo chciał wystąpić w filmie Macedonia ma prawie najtańsze paliwo na Bałkanach, przy okazji tankowania Sylwia fotografuje przydrożne kapliczki: Granica z Bułgarią. Ustawiamy się w kolejce i podjeżdża do nas motocykl. Taki sam DL650 jak mój tylko biały. To para z Australii! Krótka rozmowa, mniej więcej taka: - Cześć, mówicie po angielsku? - tak trochę (skromność to podstawa) - skąd jesteście? - z Polski a Wy? - z Australii - Z Australii? Przejechałeś motocyklem przez ocean? - Nie nie, samolotem z Kuala Lumpur - a gdzie teraz jedziecie? - do Albanii - super kraj właśnie stamtąd wracamy, jeszcze tylko wpadniemy do Rumunii i wracamy do domu a jakie są Wasze plany, może wpadniecie do Polski? - Do Polski następnym razem, po Albanii jedziemy do Włoch. - słuszna decyzja u nas za chwilę zima, Wasze australijskie tyłki mogłyby tego nie przeżyć I tak chwilę miło gawędzimy, wymieniamy opinię o motocyklach i po chwili Australijczycy jadą dalej a my dalej stoimy w kolejce. Na granicy niby niewielka kolejka ale jednak tracimy tam sporo czasu. Bułgaria. Wielki napis informuje, że droga jest płatna. Sprawdzamy rozpiskę. Nie ma tam motocykli. Ruszamy spodziewając się autostrady a tam….. zwykła droga przez wiochy. Jak można za to brać pieniądze??!? Tankujemy i robimy postój na jedzenie. Zamawiamy kjufety, odpowiednik naszych mielonych, tylko ja wersje na ostro (obsługująca nas Pani ostrzega, że są naprawdę ostre, spodziewałem się dymu z uszu ale nie były za ostre). Płacimy 11lewa około 24zł na dwie osoby. Droga się ciągnie aż do Sofii gdzie zaczyna się prawdziwa autostrada. Podróżujemy do Płowdiw wreszcie jakimś tempem. Kemping z nawigacji a raczej domki campingowe. Już trochę leciwe ale jest ok. Czysto i nie śmierdzi. Cena 40 lewa akceptowalna. Rozpakowujemy się i jedziemy kupić coś do jedzenia. Po powrocie delektujemy się lokalnym winem, zajadam się bułgarskim serem sirene z chorwackim ajwarem Plan na jutro - Warna! |
Autor: | verdgar [ środa 12 paź 2016, 20:14 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
"Hotel na godziny" czyli - Dzień 9 - 615km Płowdiw - Constanca https://goo.gl/maps/GLHDQUBrYGm Hotel w którym spaliśmy okazał się miejscem schadzek. Rano do pokoju obok nas w tym samym domku najpierw podjechał Mercedes a moment później Opel Corsa. Sądząc po odgłosach to ten Pan z tą Panią bardzo się lubili. Cennik który wisiał na drzwiach nie pozostawiał wątpliwości: Śniadanie jemy w hotelu z kupionych wczoraj produktów. Kończy się kupiony w Chorwacji Ajwar. Zanim wyjedziemy z Płowdiw tankujemy. Wpadamy na Autostradę, jest dość chłodno, co Ci ludzie widzą w tej Bułgarii? W Burgas pojawia się morze Czarne: Autostrada prowadzi nas aż do Burgas potem do Warny droga już nie jest tak dobra. W całej Bułgarii drogi są płatne, wymagają winiety. Na szczęście nie dotyczy to motocykli bo płacić za takie coś bym nie chciał. Dojeżdżamy do Warny dość wcześnie. Hotel na który była ustawiona nawigacja nie podoba nam się nawet z zewnątrz. Postanawiamy najpierw pojechać pod grób Władysława Warneńczyka i do kamiennego lasu a potem poszukać noclegu. Bułgaria łapie pierwszy minus, park w którym jest grób Warneńczyka jest zamknięty. Może w Poniedziałki mają nieczynne ale dla mnie to duży minus, zamknięte wejście do parku: W przerwie na zmianę celu w nawigacji: Jedziemy do kamiennego lasu. Tu już jest czynne, kamienny Las wygląda tak samo jak 40lat temu Małe ćwiczenie ze znajomości języków obcych: Naprawdę byłem tu jako dziecko, no nie 40 tylko 39lat temu I przez te wszystkie lata nadal nie udało się ustalić na 100% skąd się to wzięło Na pewno kiedyś tu było morze bo w kamieniach jest sporo odciśniętych muszli. Kolejna kupa kamieni A to żebyście mieli skalę porównawczą jakie są te kamienne drzewa: I kolejna "kępa drzew" Decydujemy, że jedziemy do Rumunii. Zaraz za granicą nawigacja pokazuje miejscowość z masą hoteli nad samym morzem. Robimy się głodni, przy drodze widzimy reklamę restauracji Wild Duck za 30km. Jedziemy dalej z nadzieją że uda nam się ją znaleźć. Po 30km tracimy nadzieję na jedzenie w Bułgarii, pozostałe Lewa postanawiamy wydać na stacji paliw. O dziwo odnajduje się restauracja! Droga prowadzi bezdrożami ale znajdujemy ją i knajpa okazuje się super. Ogromny wybór i w karcie są zdjęcia dań. Poza zrobionym na miejscu pieczywem z serem sirene zamawiamy sałatki oraz jagnięcą golonkę i kawarnę. Jedzenie jest przednie i naprawdę nakładamy się do syta. Pieczony na miejscu chleb, w środku sirene - czyli ser z którym można tu zjeść nawet frytki Tym się już chwaliłem, golonka jagnięca Ten talerz to tak naprawdę patelnia, danie dostałem z gotującym się jeszcze sosem W dobrych humorach, najedzeni, mijamy granicę. Po co Bułgarskim pogranicznikom dokumenty pojazdu nie wiem do dziś, to chyba jedyny kraj UE z takimi zwyczajami. Jesteśmy w Rumunii, miejscowość z licznymi hotelami okazuje się niecelnym strzałem. Hotele są ale po sezonie już pozamykane. W poszukiwaniu hotelu trafiamy na plażę Nie ma tragedii jest jeszcze wcześnie, do Constancy tylko 50km. Jedziemy dalej. Dojeżdżamy i szukamy hotelu. Pierwszy z brzegu hotel ibis, cena przy wejściu na neonie to około 50lei. Parkujemy i już prawie wchodzimy do środka kiedy widzimy, że cena jest w euro! Dojeżdżamy do Constancy Jak widać ceny w są euro, tu nawet nie wchodzimy, w Rumunii można znaleźć nocleg o wiele taniej Odwracamy się na pięcie. Jedziemy dalej i zatrzymujemy się pod hotelem sportowym. Tu cena jest już przystępniejsza 150lei (niecałe 150zł) za pokój dwuosobowy. Zostajemy tutaj. Idziemy jeszcze na spacer po Constany i kupujemy wino na kolację i produkty na śniadanie. Plan na jutro, kąpiel w morzu Czarnym i jedziemy dalej w stronę trasy Transfogarskiej. |
Autor: | verdgar [ środa 12 paź 2016, 21:21 ] |
Tytuł: | Re: Moje i Umka motowakacje 09-2016 |
"Wielki tenis" czyli - Dzień 10 - 364km Constanca - Pitesti (hotel Star) https://goo.gl/maps/hUPSGaUVuGP2 Wstajemy, wcinamy śniadanie. Tradycyjna Rumuńska zakusca zyskuje nasze uznanie. Po śniadaniu spacer nad morze. Szkoda, że na dworze temperatura to 16C. Mimo, że temperatura wody to 25C chęci na kąpiel nie ma. Sylwia zbiera kilka muszelek, tu na plaży są chyba zamiast piasku. Poranek w Constancy Na plaży: Temperatura wymaga specyficznych strojów plażowych Plaża z muszelek Widok na Constancę A tu spaliśmy: Około 11 wymeldowujemy się i opuszczamy hotel. Udajemy się w kierunku Bukaresztu. Jesteśmy w Bukareszcie, rumuńskiej stolicy, ulica pełna fontann prowadzi do Pałacu Ludowego Tu widać już trochę Pałacu Ludowego (na więcej nie pozwala ustawienie kamerki). Pod pałacem są tunele, podobno jeden z nich wiódł kiedyś aż nad morze Czarne! Jedziemy raczej leniwie. Nie mamy dziś dużego dystansu do pokonania, nie śpieszymy się. Zatrzymujemy się na kawę. Potem na obiad, do grillowanego kurczaka zamiast frytek bierzemy mamałygę. Jest to słuszny wybór, mamałyga jest smaczna i dłużej niż frytki wypełnia brzuch. Przy okazji wybieram w nawigacji miejsce dzisiejszego noclegu. Wybieram hotel Star poza miastem, nad jeziorem. Niestety jest też strata, Sylwii wyślizguje się telefon i upada tak, że ekran jest już bezużyteczny (także wszystkie kolejne fotki są już tylko z jednego telefonu i aparatu) Dojeżdżamy do Pitesti. Na miejscu okazuje się, że hotel Star to całkiem spory kompleks. Z klubem tenisowym a tuż obok jest ośrodek sportów wodnych. Hotel na wysoki połysk a cena to 140 lei że śniadaniem. W dodatku to pierwsze miejsce w Rumunii gdzie za nocleg możemy zapłacić kartą! Hotel kiedyś musiał być super ekskluzywny, teraz ma już lata na karku a nadal jest niczego sobie. Idziemy na spacer. Oglądamy trening wioślarzy na jeziorze i trening tenisistów. Kanadyjkarze w akcji Udało im się nie zderzyć Na terenie hotelu jest nawet basen, ale woda w nim nie należy do czystych Jak przystało na klub kajakowy, nawet kwietnik jest z tej branży Nasze motocykle: Tylułowy "wielki tenis", mam nadzieję, że kojarzycie ten stary kawał Wracamy do hotelu. Najpierw piwko (znakomite rumuńskie piwo Ursus, piwo pachnie cytrusami ale w smaku już tego nie czuć) a gdy zgłodnieliśmy kolacja z lokalnym winem. Na kolację przekornie, sałatka Bułgarska: Gdy miałem się kąpać w hotelu gaśnie światło! Jakby nie było to Transylwania, Drakula nie śpi Kąpie się przy latarce i światło wraca jak tylko wychodzę z łazienki . Plan na jutro to trasa Transogarska i zwiedzanie Sybina. Mamy duuużo czasu |
Strona 1 z 2 | Strefa czasowa: UTC + 1 |
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group https://www.phpbb.com/ |