No to po kolei:
Środa 25.05.2016 Piaseczno - Brzegi ok 400km
Plan zakładał wyjazd po pracy więc teoretycznie w godzinach mocno popołudniowych ale udało się wyrwać trochę wcześniej
Mój motocykl już w pełni zadołowany i gotowy do drogi:
Droga nr 7 jest dość mocno przebudowywana, więc droga nieco się ciągnęła. Na szczęście nawigacja wtrąciła swoje trzy grosze do trasy i udało nam się ominąć Kraków praktycznie bez stania w korkach. Za Krakowem, już na Zakopiance pojawiło się sporo chmur burzowych, błyskawice było widać i słychać. Tuż przed Lubieniem Zatrzymaliśmy się, żeby wbić się w przeciwdeszczówki. Był to bardzo dobry pomysł bo chmura deszczowa zdążyła się przesunąć i aż do Nowego Targu dojazd był bez opadów.
Gdy zaczęło padać w Nowym Targu, byliśmy już na to w 100% gotowi i nie zrobiło to na nas wrażenia. Zatrzymaliśmy się na obiad w Białce Tatrzańskiej a deszcz akurat miał przerwę
.
W nocy jeszcze trochę popadało, ale wtedy już kompletnie nie miało to dla nas znaczenia.
Czwartek 26.05.2016 Brzegi - Wiedeń ok 460km
Wstaliśmy jakoś tak wcześnie (bez budzika) i po śniadaniu byliśmy gotowi do drogi już o 6:35
Przejazd przez Słowację właściwie już dobrze znaną nam trasą Poprad - Rużamberok - NItra - Bratysława. Wart wspomnienia jest przejazd najbardziej motocyklową drogą na Słowacji, czyli ekspresówką R1
Zatrzymujemy się dopiero gdy w motocyklach zaczynają mrugać rezerwy. Tankujemy tylko po ok 5 litrów paliwa (jak już wspominałem, paliwo na Słowacji jest droższe niż w Austrii), byliśmy już na tyle blisko granicy, że pewnie by się udało dojechać na Polskim paliwie, ale po co kusić los
O 11:08 jesteśmy już w Austrii
Przez Austrię celowo nie jedziemy autostradami, do przejechania mamy poniżej 80km a winiety na dwa motocykle to około 65-70zł.
Na kemping WienWest dojechaliśmy między 12 a 13, rozbiliśmy obozowisko co trwało chyba trochę dłużej niż zazwyczaj bo był to debiut nowego namiotu ale zmieściliśmy się w 30 minutach (a namiot sprawdził się bardzo dobrze)
Niemiec przyczaił się w krzakach
Kemping jest w porządku, są nawet dwie kuchnie dla gości, gdzie można za darmo skorzystać z elektrycznych kuchenek, zlewu i oczywiście stołu także tym razem nasza kuchenka była tylko jako zwiedzający
Zwiedzanie kempingu przyniosło dodatkowy wniosek, chyba nie bardzo lubią tu listonosza, bez drabiny ciężko cokolwiek wrzucić do skrzynki:
Recepcja na kempingu jest czynna tylko rano i po południu, poza tymi godzinami przyjeżdżający mają sami sobie znajdywać miejsca (jest stosowna informacja) a potem tylko zgłosić się do recepcji w godzinach kiedy pracują. Za dwie noce zapłaciliśmy 44Euro co jest całkiem niezłą ceną (za kemping w Warszawie wydalibyśmy tylko o 4Euro mniej). Na kempingu można kupić bilety komunikacji miejskiej ale tylko dobowe lub ViennaCard ważną trzy dni (w cenie są zniżki do muzeów). Ponieważ nam najbardziej pasowały bilety 48h poszliśmy piechotą (1,6km) na dworzec kolejowy Hutteldorf gdzie w automacie można kupić każdy bilet jaki tylko istnieje w Wiedniu.
Z powrotem będziemy już mogli wrócić autobusem więc do pamięci wrzucamy tylko czym da się tu dojechać:
Po drodze fotka muzeum Ernsta Fuchsa w wilii Otto Wagnera (Otto Wagner zaprojektował sporo stacji Wiedeńskiego metra, kim był Ernst Fuchs to już musicie sami ustalić):
Jeszcze jeden budynek na terenie posiadłości Otto Wagnera
Doszliśmy do dworca Huttendorf i zmierzyliśmy się z automatem biletowym
Cały problem polegał na tym, że bilety 24, 48 i 72h były opisane w automacie jako ViennaCard a wiedzieliśmy, że ta karta jest droższa bo zawiera zniżki do muzeów. Rzecz w tym, że jak policzyliśmy nie starczyłoby nam czasu na wykorzystanie tych zniżek (nie każde muzeum było dla nas interesujące). Na szczęście doszliśmy, że tylko opis jest mylący (cena się zgadzała 13,30Euro).
Ceny biletów może nie były niskie ale jak się okazało wykorzystaliśmy je w 300% (bilet jednorazowy kosztuje 2Euro).
Sieć metra Wiedeńskiego to aż sześć linii metra i sieć kolei miejskiej S-Bahn, w porównaniu z Warszawą kosmos (potem sprawdziliśmy, że do największych sieci metra na świecie a nawet w Europie jeszcze im daleko a i tak byliśmy w szoku komunikacyjnym)
Najbliższą atrakcją był pałac Schönbrunn (już wcześniej wspomniany) i tam zaczęliśmy zwiedzanie:
Jak już pisałem w parku pałacowym odbywały się próby nagłośnienia przed koncertem, zwiedzanie tego miejsca z muzyką klasyczną w tle to naprawdę coś niesamowitego.
Fontanna Neptuna, neptun chyba ma ją gdzieś bo woda była prostu brudna...
Labirynt
Zwiedzanie komnat Pałacu tym razem odpuściliśmy, na zwiedzanie trzeba by przeznaczyć kilka godzin a aż takiego luksusu nie mieliśmy.
Przejazd metrem do parku miejskiego i zwiedzania ciąg dalszy:
Ten złoty chłopak to oczywiście Johan Strauss (żadna rodzina Leviego Straussa)
Jeden z popularniejszych sportów w Wiedniu LB (leżenie bokiem):
Zegar kwiatowy w parku miejskim:
Jedno z ważniejszych zdjęć wycieczki - motocyklista
Przesiedliśmy się do tramwaju i zwiedzamy kolejny punkt wycieczki, Belweder
A tu niespodzianka, Belwederu pilnuje bałwan
Belweder z drugiej strony:
Już mieliśmy jechać dalej a tu coś takiego:
Dalej mieliśmy jechać tramwajem ale bliżej mieliśmy stację S-bahn a jeszcze nim nie jechaliśmy więc....:
I dojechaliśmy w jedno z bardziej znanych miejsc Wiednia:
Coś dla ludzi lubiących wrażenia, nie wiem jak nazywa się ta karuzela ale dla mnie to "Wielka Rzygawa"
To coś jest naprawdę ogromne, a karuzela podjeżdża wirując na samą górę konstrukcji
To też może być niezłe:
A tu panoramka z diabelskiego młyna:
Warto dodać, że większość karuzeli jest tam co najmniej w dwóch wydaniach i jazda nimi różni się ceną, np. za diabelski młyn można zapłacić 8Euro lub 4Euro za osobę.
I jeszcze kilka fotek z góry:
Na kemping dotarliśmy około 21. A po drodze miałem okazję przejechać się w największym jak do tej pory tłoku - tłumy zmierzały do parku pałacu Schönbrunn (podobno w Warszawie w godzinach rannych taki tłok w metrze jest normą)
Na kempingu właśnie rozbijali się Florin i Diana z Rumunii, po kolacji gadaliśmy z nimi prawie do 13 w nocy, degustując miód pitny Dacia.
Dzięki temu już wiem, że Dacia to dawna nazwa imperium Rumuńskiego a nie tylko marka samochodu
Jak już pisałem, Florin i Diana wybierają się w podróż dookoła świata. Spotkaliśmy się na początku ich wyprawy, do tej pory zdążyli tylko odwiedzić Budapeszt i Bratysławę. Kto wie może spotkamy się jeszcze w Warszawie.
Ich podróż jest o tyle wyjątkowa, że Rumuni nie są turystami jeżdżącymi po świecie. Przekonałem się o tym próbując wymienić Leje na Kuny w Dubrovniku. Mimo, że te państwa sąsiadują ze sobą, kantory nie oferowały skupu tej waluty (oczywiście było to we wrześniu 2015 a nie teraz)
Piątek 27.05.2016 Wiedeń, przebieg na moto 0km, przebieg na nogach pokaźny
Wstajemy około 8 rano. Podczas śniadania okazuje się, że namiot obok nas zajmowali Polacy i nasze nocne rozmowy Polsko-Rumuńskie trochę zakłócały im sen, na szczęście wszystko było z uśmiechem i bez pretensji (w końcu zawsze mogli się przyłączyć).
Około 9 zaczynamy zwiedzanie, tym razem jedziemy autobusem i dalej kolejką miejską a dopiero z dworca głównego metrem, bardzo muzykalną linią U2
Zaczynamy od największej katedry, czasem jest opisywana jako Św. Szczepana a czasem Św.Stefana. Szczepan jest mi bliższy (z nazwiska) więc tej wersji się będę trzymać
Katedra jest oczywiście ogromna i zaczynamy dochodzić do wniosku, że w Wiedniu wszystko just trochę Amerykańsko-Rosyjskie, jak nie ogromne to chociaż ze złota
Ale nie brakuje też niespodzianek, takich jak sklep z adidasami dla policjantów
I znów coś złotego...
Po lewej motocykle a po prawej Wiedeńska straż pożarna
Pomnik ku czci ofiar holokaustu na placu żydowskim
Dookoła pomnika wypisane są miejsca zagłady, nie muszę wspominać, że większość to miejscowości w Polsce (fotki w galerii)
I kolejny pałac - tym razem Hofburg
I panoramka:
W tym miejscu spotkaliśmy panią z Polski, która zgubiła swoją wycieczkę. Problem był o tyle duży, że nie miała roamingu w telefonie i nie mogła do nikogo ze swojej grupy zadzwonić. Użyczyliśmy jej telefonu a także mapy Wiednia (dostępnej za darmo na kempingu). Na szczęście nie musiała daleko szukać grupy bo mapa była dla tej pani sporym wyzwaniem, dopiero na mapce w aplikacji telefonicznej CityMapsToGo udało się jej pokazać gdzie jest i gdzie ma iść. Swoją drogą polecam tą apkę, działa bez konieczności połączenia z internetem (mapy trzeba ściągnąć wcześniej) i znakomicie ułatwia odnajdywanie się w obcych miastach i znajdywanie zabytków czy stacji metra (przetestowana zarówno w Pradze jak i w Wiedniu)
Gmach muzeum sztuki:
Fontanna na placu Marii Teresy (między muzeum sztuki a muzeum historii naturalnej)
Słonik przed muzeum historii naturalnej, takie miejsce żeby sobie zrobić fotkę
Budynek Wiedeńskiego Volkstheater
I budynek muzeum sztuki nowoczesnej - MUMOK, zamierzaliśmy je odwiedzić ze względu na prace Picassa ale akurat interesujące nas wystawy były nieczynne (okazało się, że są wystawiane w innym muzeum ale kiedy tam dotarliśmy już było zamknięte)
Przerwa na kawę po wiedeńsku
Wiedeński ratusz, miejsce warte zapamiętania - chyba jedyne miejsce w Wiedniu (poza kempingiem) gdzie nie trzeba płacić za toaletę (poza tym wszędzie czy to w metrze czy w muzeach 0,50Euro)
Patio ratusza:
Budynek Uniwersytetu Wiedeńskiego
Cafe Landtmann - jedna z bardziej znanych kawiarni w Wiedniu (ze względu na znane postacie, które tu popijały kawę)
W planach mieliliśmy odnalezienie kawiarni w której lubił przesiadywać Adolf H. ale odpuściliśmy (już mieliśmy dość)
Zmęczenie dawało nam się we znaki, pojechaliśmy odpocząć na Prater, dzień wcześniej już zobaczyliśmy, że można tak coś zjeść za niewielkie pieniądze, mieliśmy też na oku koszulkę pamiątkową
Przy okazji na globusie udało nam się znaleźć miejsce gdzie jesteśmy:
Posileni grilowanym wurstem w bułce, posiedzieliśmy chwilę w parku ale zbierające się burzowe chmury zmusiły nas do ruszenia się.
Pojechaliśmy jeszcze zobaczyć budynek Vienna Secession (galeria sztuki)
Przy okazji ważna informacja, której nie znaleźliśmy w żadnym przewodniku, na przeciwko tego budynku jest prawdziwe zagłębie z budkami gastronomicznymi. Do wyboru do koloru, czy chcemy coś chińskiego czy coś tureckiego, za kilka Euro da się tam coś zjeść.
Zupełnie niechcący znaleźliśmy też w Wiedeńskim metrze liczę Pi:
Oczywiście ciągnęła się jeszcze dłużej
Znaleźliśmy też liczne śladu Polskiej obecności
A to schody do galerii Alberina. To właśnie tu odnalazł się Picasso a także obrazy Marca Chagalla. Niestety już było zamknięte, żeby było ciekawiej właśnie do tego miejsca wskazaliśmy wcześniej drogę zagubionej polskiej turystce.
Na kemping wróciliśmy kolejką miejską ale tym razem z dworca zachodniego. Kolejka miejska kursuje nieco rzadziej niż metro ale jest o wiele bardziej komfortowa i w niektórych przypadkach pozwala na pokonanie dłuższego dystansu bez przesiadek.
Przy kolacji jeszcze chwilka rozmowy z przyjaciółmi z Rumunii, też dziś zwiedzali ale poruszali się po Wiedniu motocyklem. O ile faktycznie podjechać i zaparkować można tam bez większego problemu o tyle parkingi są wszędzie płatne więc coś za coś (z ich strony www wiem, że w Pradze już korzystali z komunikacji miejskiej)
Sobota 28.05.2016 Wiedeń - Brzegi ok. 460km
Po śniadaniu pożegnaliśmy się z Florinem i Dianą, wymieniliśmy się telefonami, poszukałem jeszcze dla nich w mojej nawigacji kempingu w okolicach Oświęcimia (gdzie planowali się udać). Cyknąłem na szybko fotkę ich Bavarezu (tak nazywają swoje BMW) i wyjechaliśmy.
Wiem, że ich podróż może trwać nawet dwa lata, ale chyba mają za dużo bagaży (tą tezę potwierdza fakt, że mają np. dwa laptopy ze sobą)
Plan na dziś po za powrotem do Polski to znaleźć w Wiedniu jeszcze jedno miejsce. Nawigacja mówi, że jest to nam po drodze a nawet droga była ciekawsza bo prowadziła przez lasek Wiedeński (widzieliśmy tam też niechcący samochód zaparkowany kołami do góry więc zdolnych ludzi tam nie brakuje
)
Miejsca tego szukaliśmy już wczoraj ale błędna nazwa jaką podał jeden z przewodników wyprowadziła nas kompletnie w pole, dziś już poszło jak z płatka:
Ciekawe czy ktoś zgadnie co to za cudo:
Była 10:40 kiedy opuszczaliśmy Wiedeń. Na pewno warto było pojechać ale bez dwóch zdań Praga podobała nam się bardziej. Wiedeń jest chyba za bardzo monumentalny. Liczba "Aborygenów" na ulicach też jest niepokojąco duża, co prawda nie byli dla nas nieuprzejmi czy groźni ale jakoś tak dziwnie, w sercu Austrii czuć się jak w sercu Turcji czy innego równie wytwornego miejsca.
Z relacji naszych nowo poznanych Rumuńskich przyjaciół wiem, że na nich również Praga wywarła lepsze wrażenie, więc coś w tym musi być.
Dochodziło południe kiedy dojechaliśmy do granicy Austrii ze Słowacją
Po drodze kontaktował się z nami Simonster (wstępne rozmowy zakładały małe spotkanie pod Tatrami) ale rozmowa urwała się więc zatrzymaliśmy się na "odpocivadle" i udało się połączyć.
Pogoda wymusiła na Simonsterze zmianę planów więc tylko chwilę pogadaliśmy i ruszyliśmy dalej.
Damian wspominał, że prognozy dla Tatr są dość niekorzystne ale aż do Rużamberoka nic nie zapowiadało deszczu. W Rużamberoku zrobiliśmy szybkie zakupy w celu przetestowania legendarnych Słowackich win (naprawdę są warte grzechu) a nad drogą zaczęły się zbierać chmury.
W okolicach Popradu było już niemal pewne, że zmokniemy, bo ewidentnie grzmiało. Na szczęście odbiliśmy w lewo a burza została nad Popradem, dobry kawałek droga była mokra więc udało nam się przejechać już po deszczu.
Ponownie zajechaliśmy na obiad do Białki Tatrzańskiej, chmury choć się zbierały nie uroniły już ani kropli (dopiero później jak już byliśmy pod dachem)
Niedziela 29.05.2016 Brzegi - Piaseczno - ok400km
Wstajemy wcześnie, chcemy wyjechać zanim się obudzą wszyscy, którzy przyjechali w Tatry na długi weekend.
Fotkę z okna robię o 7:21
Droga idzie bardzo sprawnie, motocykle wyraźnie są zadowolone z drogi, 60km przed domem tankujemy a rezerwy nawet nie mrugneły.
Dojechaliśmy do domu około 12:30.
Ostatnie fotki, cała wycieczka zamknęła się wynikiem 1772,3km
I jeszcze tylko różnica między Australią i Austrią
KONIEC