16.08.2017
Dzień 12
Oulu - Helsinki (cały dzień w Finlandii)
657km
"Road to Hell(sinki)"Choć ekonomicznie byłem raczej za spaniem w namiocie to muszę przyznać, że w domku naprawdę dobrze się spało (a i tak koło 7mej byliśmy już na nogach)
Zanim zacznę opisywać kolejny dzień, uzupełnię to o czym zapomniałem dzień wcześniej.
Kiedy wyjechaliśmy z Norwegii Sylwia przekazała mi przez interkom, że BMW pokazuje brak ciśnienia w przednim kole. A właściwie to nawet nie brak ciśnienia (bo wtedy powinno być wskazanie 0,0) tylko brak koła (bo jak interpretować brak wskazania).
Oczywiście ucieczka powietrza z koła jest możliwa ale raczej trudno byłoby tego nie zauważyć (zwłaszcza całkowitą utratę ciśnienia).
Motocykl prowadzi się jednak zupełnie normalnie. Sylwia przez chwilę jedzie przodem a ja uważnie się przyglądam oponom w BMW, wszystko wygląda normalnie więc raczej problem mają czujniki ciśnienia, pewnie baterie trochę zmarzły i padają.
Po paru kilometrach giną również wskazania z tylnego koła. Kiedy zastanawiam się jak się wymienia baterie w tych czujnikach obydwa wskazania pojawiają się na nowo i wyświetlają jak najbardziej prawidłowe wartości. Do końca podróży nie było już z nimi żadnych problemów więc raczej to nie były baterie a jakiś zanik łączności (na szczęście ten system powoduje tylko wyświetlenie ostrzeżenia i nie ma żadnego wpływu na jazdę).
Po śniadaniu mamy chytry plan, żeby podjechać motocyklami nad samą zatokę i zrobić sobie kilka fotek na tle morza. Pomysł ściągnęliśmy od Fińskich motocyklistów, których widzieliśmy wczoraj kiedy już wracaliśmy na kemping, wymaga to co prawda przejechaniu kilkunastu metrów po ścieżce rowerowej ale wcześnie rano nie powinniśmy nikomu przeszkadzać.
Plan oczywiście udało się zrealizować czego efektem są poniższe foty przy plaży.
Tak jak sądziliśmy na plaży nie było żywej duszy (poza nami).
A tak wyglądała ścieżka rowerowa.
Ostatni rzut oka na zatokę Botnicką (to ta woda po prawej)
Zdjęcia zrobione jeszcze tylko tankowanie i możemy jechać w kierunku Helsinek. Szukaliśmy stacji po drodze i po naszej stronie drogi w konsekwencji tankujemy już za Oulu.
Stacja duża i przy czymś w rodzaju centrum handlowego, sieć nazywa się ABC. Stacja jest automatyczna ale w budynku obok jest kilka sklepów i samoobsługowa restauracja.
Mimo, że automat wymaga zadeklarowania za ile chcemy zatankować, mamy już opracowaną metodę tankowania do pełna (czyli najpierw BMW do pełna a kiedy wiemy ile tam weszło paliwa dolewamy do SUZUKI).
Wracając do poruszonego już tematu ruchu drogowego w Finlandii, generalnie we wszystkich krajach półwyspy Skandynawskiego jeździ się dużo bezpieczniej niż u nas. Rozwijane prędkości maksymalne są niższe ale prędkość średnia jest na zdecydowanie wyższym poziomie.
Na pewno zasługą jest tu niewielka gęstość zaludnienia i dużo mniejsza ilość pojazdów niż ta do której jesteśmy przyzwyczajeni.
Dla zobrazowania wystarczy spojrzeć na tablice rejestracyjne, zazwyczaj są tu zaledwie sześcioznakowe (a i mniej znaków nie jest rzadkością, podczas gdy u nas wydawane są już nawet ośmioznakowe).
Droga podobnie jak wczoraj jest raczej nudna. Podobnie jak kilka dni temu w Szwecji ratujemy się przed zaśnięciem niż śpiewaniem. Przypomnieliśmy sobie chyba stare hity a i tak łatwo nie było.
To co cieszy to zdecydowany wzrost temperatury i to z każdym przejechanym kilometrem. Zatrzymujemy się na wyjątkowo dużym parkingu, są nawet stoliki choć WC oczywiście brak i rozbieramy się! Zdejmuje podpinkę z kurtki i wypiłem ze spodni. Została jeszcze membrana w kurtce.
Kiedy znajdujemy parking z WC zatrzymujemy się nie tylko z potrzeby ale i z ciekawości. Wygląda na to, że toalety są tu tylko dlatego, że jest też lokal gastronomiczny (toaleta oczywiście płatna).
Jedziemy ale nadal usypiamy z nudów. Kiedy sytuacja staje się beznadziejna dla rozrywki i dla zaspokojenia burczenia w brzuchach zatrzymujemy się przy kolejnym ABC. Paliwo w motocyklach jeszcze jest ale my się chętnie posilimy a przy okazji zobaczymy jak wygląda samoobsługowy lokal w Finlandii. Problemem było tylko to, że nie bardzo wiedzieliśmy ile tak naprawdę zapłacimy za jedzenie, ceny były podane tylko dwie a opisy wyłącznie po Fińsku. Dodatkowo Finowie potrafili najpierw zapłacić w kasie a dopiero potem nakładać sobie jedzenie.
Zrobiliśmy jednak tak jak większość Finów i najpierw napełniliśmy tace wybranymi specjałami a potem udaliśmy się do kasy.
Zapłaciliśmy 18€ za dwie osoby (poza jedzeniem mieliśmy też po kawie) i dopiero zrozumieliśmy system. U nas w tego typu lokalach najczęściej płaci się za wagę zakupionego jedzenia. Tutaj są dwie stawki (7€ i 9€) i najwyraźniej ta droższa stawka pozwala na pełną dowolność w wyborze ilości i rodzaju jedzenia. Jak zauważyliśmy po zachowaniu Finów, nie ma również żadnego limitu jeśli chodzi o ilość dokładek. Za niecałe 40zł za osobę można jeść i pić ile dusza zapragnie a brzuch pomieści. Tak na oko wielu Finów idzie w tym lokalu na całość i nie żałuje sobie jedzenia (zapadła nam w pamięć para która na każdej tacy miała po cztery porcje samych napoi a dokładek jedzenia im nawet nie liczyliśmy), większość klientów tego lokalu mogła się pochwalić słusznej wielkości brzuchami.
Nie mogę powiedzieć, żebyśmy my sobie żałowali kiedy już odkryliśmy jak to działa i nawet nie daliśmy rady wszystkiego spróbować kiedy mieliśmy dosyć, także jak ktoś będzie cierpiał głód w Finlandii całkiem dobrą opcją jest sieć restauracji ABC, głodny stąd raczej nie wyjdziesz (o ile tylko dysponujesz kwotą 9€).
Przed restauracją spotkaliśmy chyba jedynego mieszkańca Finlandii, który nie mówił po angielsku. Obok naszych motocykli (na specjalnym parkingu dla motocykli) stała zaparkowana biała Honda GoldWing.
Naszą uwagę zwróciła zabawka na kufrze Hondy bo nie byliśmy pewni z jakiej bajki pochodzi (obstawialiśmy Muminki). Zanim się zebraliśmy do wyjazdu pojawił się właściciel i Sylwia zagadnęła go o tego stwora a Pan tylko się uśmiechnął i powiedział coś po Fińsku z czego zrozumieliśmy tylko "English".
Być może Pan powiedział tylko " nie chce mi się gadać po Angielsku" ale i tak był to pierwszy spotkany (w czasie tej wycieczki) człowiek z którym nie udało nam się zamienić kilku (zrozumiałych dla obu stron) słów.
Posiłek od razu poprawia człowiekowi humor i nastawienie do życia. Mimo, że droga nadal była nudnawa (przewaga autostrad) to szła bardzo sprawnie a dużą radość sprawiało nam odczytywanie fińskich drogowskazów. Na poniższym poza znanymi Lahti i Kuopio naszą uwagę przykuła nazwa Vaajakoski, brzmienie trochę swojskie a trochę rosyjskie najpewniej jednak zupełnie Fińskie i jednocześnie skojarzenie z "Vaya Con Dios"
.
Przejeżdżając przez Lahti znów wypatruję skoczni ale z autostrady nie ma szans zobaczyć żadnej z nich.
Za Lahti ostatnie tankowanie w Finlandii, paliwa wlewamy tylko tyle, żeby bez problemu dotrzeć do Helsinek gdzie planujemy dzisiejszy nocleg.
Droga idzie nam na tyle dobrze, że nawigacja przewiduje dotarcie do Helsinek w okolicach 17tej.
W głowie kiełkuje plan, że skoro będziemy tak wcześnie to może jeszcze dziś się przeprawimy do Estonii. Zawsze to bliżej domu a i szansa na jeszcze niższe ceny (przynajmniej paliwa).
Choć kusi żeby zobaczyć Helsinki to i tak, żeby dotrzeć na prom musimy je całe przejechać więc decydujemy, że przeprawiamy się jeszcze dziś (bez jakiejś zmiany planów źle nam się jeździ).
Kiedy już jesteśmy na przedmieściach na przedmieściach Helsinek motocykl zaczyna lekko poszarpywać. Paliwo jest więc powód może być tylko jeden, pompa znów kaprysi. Zjeżdżamy na prawy pas a kiedy pompa całkiem przestaje pracować również na pas awaryjny.
Miejsce awarii o tyle niefajne, że mogą nas stąd zgarnąć służby techniczne albo policja więc nie ma co marudzić zwłaszcza, że już wiemy co robić. Żałuję, że nie włączyłem kamerki na czas usuwania awarii, bo rozebranie motocykla, demontaż zbiornika, wyjęcie pompy, rozebranie pompy, obstukanie jej i ponowne złożenie wszystkiego do kupy zajęło nam 20 minut.
To co nam przeszkadzało w czasie tej akcji to dość duży hałas z autostrady. tak to wyglądało już po zakończeniu akcji "serwisowej".
Oczywiście trudno nie przypomnieć, że właśnie do Helsinek miała dotrzeć paczka ze sprawną pompą z domu ale kilka dni temu odwołaliśmy wysyłkę, czy to był błąd?
Okaże się już niedługo bo do domu już naprawdę blisko. Tymczasem skoro pompa znów działa nie żałuję decyzji bo akcja naprawcza trwałaby o wiele dłużej kiedy musiałbym sam rozbierać motocykl a Sylwia pojechałaby w tym czasie odebrać pompę, kto wie czy wtedy nie doczekalibyśmy się zainteresowania Policji. Co ciekawe nie zainteresował się też nami żaden motocyklista a przejeżdżało ich naprawdę dużo. Być może to sprawa drogi szybkiego ruchu ale wcale nie napawa to optymizmem (nam co prawda pomoc nie była potrzebna ale nikt nawet nie spytał, pod tym względem w Norwegii było dużo lepiej).
Muszę wspomnieć, że jeszcze kilka dni temu (w piątek 11-08) w Szwecji, kiedy planowaliśmy wysyłkę pompy do Helsinek przewidywałem, że uda nam się tu dotrzeć pomiędzy środą a piątkiem, szacowałem bardzo trafnie bo właśnie jest środa.
Motocykl działa. Z nadzieję, że klepanie pompy pozwoli dotrzeć bezawaryjnie do domu, ruszamy w kierunku Helsinek.
Czytając w internecie opis wycieczki po Helsinkach znalazłem opinię (z którą autor relacji też się nie zgadzał), że Helsinki to takie Suwałki Północy.
Nam też trudno dopatrzeć się podobieństw do Suwałk (myślałem nawet, że chodzi o zbliżoną liczbę ludności ale Helsinki przeważają około 10krotnie), nie mam więc pojęcia skąd się wzięło takie porównanie.
Zwiedzamy Helsinki:
Tramwaje w Helsinkach są żółto-zielone (a Suwałkach nie ma tramwai).
Spotykamy też leciwe samochody o czym wspominałem wcześniej.
Specjalnie dla Sylwii zwiedzamy prowadzone w Helsinkach prace budowlane. Tu zwraca uwagę sterta bieżników od starych opon, ciekawe do czego są wykorzystywane (obstawiamy jakieś zabezpieczenie)
A tutaj to czego już dawno nie było czyli rury. Tym razem betonowe.
Cały czas kierujemy się w kierunku przystani promowej i pierwszy raz w Helsinkach widać, że dojeżdżamy do nabrzeża.
Po lewej widać nawet ogromny prom do Petersburga.
Tu warto skupić wzrok na prawej stronie kadru a zobaczycie wielkiego, gołego potwora, który w dodatku sika na ulicy.
Na razie nie napiszę o tym stworku nic więcej bo wtedy szukając przeprawy, wcale go nie zauważyliśmy.
Jesteśmy na miejscu, teraz pytanie gdzie tu się kupuje bilety.
Nie była to nasza pierwsza przeprawa i logicznie byłoby pojechać od razu w kierunku promu ale wyjątkowo poszliśmy szukać normalnej kasy biletowej. Dzięki temu mamy taki oto autoportret w szybie terminalu.
W terminalu dowiadujemy się, że za piętnaście minut odpływa prom do Tallina i jak się pośpieszymy jeszcze powinniśmy zdążyć. Następny prom odpływa dopiero o 22:00 (do Tallina dopływa po północy) więc szybko jedziemy w kierunku odprawy (a wcale nie było łatwo bo teren jest w przebudowie i trudno się zorientować która tablica jest tymczasowa).
Jak zawsze w kolejce na prom obsługa (tym razem pan dostał od nas imię Mikka) wskazuje do którego okienka mamy się ustawić.
Tutaj widać, że prom ma odpłynąć o 19:30 (mieliśmy jeszcze niecałe 10 minut).
Kiedy już szczęśliwi jesteśmy przy okienku pani mówi nam, że niestety motocykli już nie da się załadować. Dla pewności jeszcze łączy się przez krótkofalówkę ale niestety na ten prom się nie załapiemy. Pani otwiera nam szlaban ale nie możemy jechać na prom, przychodzi Mikka i wskazuje nam którędy mamy wyjechać. Oczywiście wyjazd też był super ciekawy bo większość bram była już pozamykana ale w końcu trafiliśmy pod szlaban który łaskawie się podniósł na nasz widok.
W sumie kupa śmiechu bo jeszcze raz zmieniamy plany i jednak będziemy spać w Helsinkach w dodatku na kempingu gdzie miała przyjść pompa a nawet załoga kempingu jest o tym uprzedzona. Co prawda wchodził jeszcze w grę prom o 22:00 ale nie wiemy czy po północy znajdziemy nocleg w Estonii a poza tym aż tak nam się nie śpieszy.
Najpierw jednak dowiemy się o której jutro odpływają promy i kupimy sobie bilety. Po drodze widzieliśmy jeszcze jeden terminal i namawiam Sylwię, żeby w ramach zwiedzania tam kupić bilety. Podjeżdżamy pod stary terminal numer 1 ale niestety jest czynny tylko do 18tej wracamy zatem do terminalu numer 2 gdzie już byliśmy, także zwiedzamy Helsinki bardzo intensywnie (zwłaszcza okolice przystani).
Pierwszy prom odpływa jutro o 7:30 ale nie chce nam się zrywać tak wcześnie i kupujemy bilety na 10:30 w Tallinie mamy być około 12:30. Trochę późno i idealnie byłoby gdyby prom wypływał np. o 8:30 albo o 9:00 ale nie mamy wpływu na kursowanie promów (pewnie z Tallina wypływają mniej więcej w tych godzinach).
Mamy bilety więc wybieram w nawigacji drogę na kemping Rastila. Wiem na 100%, że ten kemping jest (w końcu dzwoniłem do nich ze Szwecji z prośbą o przygarnięcie paczki z pompą) więc nie spodziewamy się już niespodzianek. Teraz już się nie musimy śpieszyć więc wyciągam z kurtki membranę (jest około 19C).
Przygotowuję się do odjazdu przy okazji robiąc test kamerki.
Kiedy ja kończę się ubierać Sylwia robi eksperyment i mocuje telefon tak, żeby nim nakręcić filmik. Oczywiście szybka w motocyklu jest dość dokładnie pokryta muchami ale liczymy, że film na tym zyska.
Filmik jest śmieszny bo Sylwia pojechała przodem i czekając na mnie chyba cztery razy przejechała rondo dookoła. Być może kiedyś film ten doczeka się publikacji ale musimy dojrzeć do tej decyzji (śmieszny jest raczej tylko dla nas).
Jak widać na powyższej fotce dogoniłem Sylwię na rondzie i chwilę później zatrzymaliśmy się, żeby Sylwia wyłączyła nagrywanie w telefonie (pamięci nie było już za wiele). Zanim się zatrzymaliśmy kolejny raz (już chyba czwarty) przejechaliśmy koło sikającego potwora.
Oczywiście tego dnia ani razu go nie zauważyliśmy (pewnie dlatego, że jest taki duży, różowy i sika).
Zauważyliśmy tego stwora dopiero następnego dnia kiedy jechaliśmy na prom i tak kompletnie nas zaskoczył, że nawet nie pomyśleliśmy o tym, że możemy się zatrzymać i zrobić mu zdjęcia.
Co więcej byliśmy przekonani, że przeoczyliśmy go bo naszym zdaniem chyba nie sikał a na stop-klatkach z kamery widać, że jednak leje (pewnie rano lał bardziej).
Dla formalności dodam, że autorem rzeźby jest artysta Tommi Toija a rzeźba nazywa się "Bad Bad Boy", podobno choć niezbyt piękna, rzeźba jest najbardziej zapamiętywana przez turystów zwiedzających Helsinki (coś w tym jest).
Droga na kemping wiedzie przez centrum Helsinek więc spokojnie realizujemy pierwotny plan zwiedzania miasta.
Oczywiście zwiedzamy z siodła z włączoną kamerką a Helsinki pokazują się z całkiem fajnej strony.
Na tej fotce z prawej strony widać fajny stojak na rowery. W Helsinkach wydawało nam się, ze widzimy taki stojak pierwszy raz, po powrocie kiedy przeglądałem filmiki znalazłem takie cudo już w Kopenhadze.
Centrum miasta jest całkiem przyjemne, sporo zieleni i nawet ładnie.
Część portowa Helsinek została za plecami ale nadal jest ciekawie, przy drodze stoję dwie krowy zrobione z elementów karoserii samochodów.
Na górze kadru widać drogowskaz do największej kotki w Finlandii (czyli do miasta portowego Kotka).
Spotykamy też fińskiego motocyklistę z gustownym, fioletowym plecakiem.
Jesteśmy już blisko kempingu i pojawia się woda, to wszechobecna w Helsinkach zatoka Fińska.
Dojechaliśmy na kemping. Ten znak po prawej stronie ogranicza ruch motocykli i samochodów ale od północy do szóstej rano także spokojnie i bez łamania lokalnych przepisów mogliśmy wjechać (po północy trzeba pchać).
Idziemy na recepcję i rozmowa wygląda mniej więcej tak:
- dzień dobry, dzwoniłem tu kilka dni temu i prosiłem, żebyście przyjęli paczkę dla mnie, udało mi się dojechać i chciałem ją odebrać.
- dzień dobry, tak wiemy, że Pan dzwonił ale paczka do nas nie przyszła.
- proszę Pani ja mam tu zdjęcie listu przewozowego i informację, że paczka jest dostarczona, poproszę moją paczkę albo 2500zł, może być w Euro.
Oczywiście żartuję choć nie powiem, chodziło mi po głowie zażartować w tym guście, faktycznie rozmowa wyglądała raczej tak:
- cześć
- cześć
- czy znajdzie się u Was miejsce na rozbicie namiotu dla dwójki motocyklistów?
- tak oczywiście, na jak długo?
- hmmm, to trudne pytanie. Mamy bilety na prom jutro rano więc chyba na jedną ( tu Sylwia delikatnie dała mi znak żebym się nie wygłupiał).
Oczywiście dodałem, że paczka o której przyjęcie prosiłem telefonicznie nie przyjdzie i podziękowałem, że chcieli pomóc.
Kemping był luksusowy (w Finlandii nie spotkaliśmy innych) i dość drogi, 29€ za namiot ale nie mniej więcej tego się spodziewaliśmy.
Od Pani, którą widać poniżej dostaliśmy kartę magnetyczną do otwierania kuchni, numerek do przyczepienia na namiot i mapkę kempingu.
Rozbić się możemy w dowolnym miejscu przeznaczonym dla namiotów więc wybieramy takie gdzie mamy dość blisko do sanitariatów i do kuchni.
Tak się złożyło, że nasz namiot przez minione cztery dni nie był rozbijany a jak go zwijałem nie był suchy.
Na szczęście nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia. Co prawda zewnętrzna warstwa było trochę mokra i czuć było od niej stęchliznę ale wyschła naprawdę szybko a dzięki temu że ma wejścia z obydwu stron bardzo łatwo udało się go wywietrzyć. Środek namiotu był oczywiście cały czas suchy i pozbawiony żadnych niespodzianek.
Po rozbiciu obozowiska poszliśmy do sklepu kupić coś na kolację i jutrzejsze śniadanie. Sklep był bardzo blisko a mimo to spacer był bardzo ciekawy ze względu na architekturę.
Budynek poniżej to garaż wielopoziomowy.
A to budynek mieszkalny z ciekawie rozmieszczonymi balkonikami.
Zupełnie przypadkiem właśnie tutaj Helsińskie metro wyjeżdża na powierzchnię, dzięki temu mogliśmy do niego zajrzeć.
Sklep nie jest duży ale wybór całkiem spory. Do jedzenia kupujemy makaron, szynkę w kostkach, która jest przeznaczona do pizzy i małą puszkę koncentratu pomidorowego, całe to dobro z którego Sylwia zrobi potem super spaghetti kosztowało całe 1,5€. Do tego kupiliśmy też porcję kiełbaski z przeznaczeniem na śniadanie.
Chcieliśmy też kupić piwo ale kiedy staliśmy pod lodówką zastanawiając się co wybrać pani ekspedientka ułatwiła nam wybór informując, że alkohol jest sprzedawany tylko do 20tej. Trochę nas to ubawiło ale co zrobić, jak już wspominałem w Finlandii jest spory problem z alkoholem i nie chodzi wcale o to, że nie ma gdzie kupić.
Po powrocie do Polski trochę poczytałem i znalazłem artykuł z ubiegłego roku który opisywał, że piwo można kupować do 21tej a mocne alkohole są dostępne tylko w wyznaczonych sklepach o nazwie "Alko". Najprawdopodobniej coś się zmieniło bo na 100% w sklepie byliśmy kilkanaście minut po 20tej (zdjęcia, które zrobiliśmy przed wejściem do sklepu mają dokładną datę i godzinę).
Wracając na kemping rozmawiamy o znanych nam aspektach fińskiego problemu z alkoholem. Przypomniało mi się co napisał po zakończeniu kariery fiński skoczek narciarski Jane Ahonen (oczywiście potem wrócił do skakania), że wiele sukcesów na skoczniach odniósł kompletnie pijany.
Fani skoków narciarskich z pewnością pamiętają też postać Matti Nykänena jednego z najwybitniejszych skoczków narciarskich w historii, którego sukcesy w swoim czasie rozsławiały Finlandię. Niestety znane jest również dość spektakularne osiągnięcie dna przez tego wybitnego skoczka, problem z alkoholem jest tu czubkiem góry lodowej na którą składa się sprzedanie wszystkich medali (na szczęście do muzeum sportu) czy praco jako striptizer.
Być może słaba kondycja fińskich skoków narciarskich też jest związana z alkoholem, bez środków wspomagających brawurę nie mają odwagi skakać jak dawniej (to tylko moje prywatne dociekania i mam nadzieję, że problem leży gdzie indziej).
Po powrocie poczytałem trochę o Fińskich zmaganiach z problemem z alkoholem i okazuje się, że prohibicja obowiązywała tak już w latach 1919-32. Historia jest bardzo ciekawa bo w zimie przemyt miał miejsce również przez zamarznięte wody Bałtyku gdzie prosperowały postawione na lodzie tymczasowe miasteczka gdzie handlowano alkoholem (
https://pl.wikipedia.org/wiki/Prohibicja_w_Finlandii).
Filmów o prohibicji w USA powstało całkiem sporo może i prohibicja w Finlandii doczeka się kiedyś ekranizacji (a Finowie wcale nie są wyjątkiem bo w Szwecji wcale nie jest lepiej i ruch walki z problemem alkoholowym ma tam długą tradycję).
Na kempingu poszliśmy do kuchni i Sylwia wyczarowała z kupionych w sklepie produktów najlepsze spaghetti w Helsinkach.
I nie piszę tego wyłącznie kurtuazyjnie, Finowie raz po raz zaglądali do kuchni i z zazdrością zaglądali nam do talerzy (może dlatego, że nie było tak za wiele stołów a drugi okupowali Holendrzy jedzący marchewki - serio).
Po kolacji idziemy na spacer zobaczyć plażę w zatoce Fińskiej i spotykamy dzikie króliki. Zwierzaki w pierwszej chwili bierzemy za posągi bo stały bez ruchu ale dały drapaka jak tylko się do nich zbliżyliśmy. Potem spotykaliśmy je jeszcze kilka razy i starliśmy się och nie płoszyć (same się skutecznie płoszyły).
Po drodze sprawdzaliśmy też saunę bo i na tym kempingu można było z niej skorzystać ale najwyraźniej trzeba było to najpierw uzgodnić na recepcji a kto wie może nawet i zapłacić bo wszystkie były zamknięte a na drzwiach nie było żadnej informacji.
Na plażę na szczęście mogliśmy wejść bez problemu. W wodzie pływały kaczki i łabędzie i choć niewiele było widać udało nam się zrobić kilka zdjęć.
Na plaży było przyjemnie i pewnie byśmy jeszcze posiedzieli gdyby nie szczęk zamykanego zamka. Ochrona kempingu zamykała wejścia na plażę, szybko pobiegliśmy do Ochroniarza (na szybko ochrzciliśmy go Kimi), na szczęście jeszcze nie zdążył zamknąć ale wcale nie był skłonny nas wpuścić, rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
- tu nie można wchodzić, teren kempingu!
- tak wiem, mieszkamy tu, nasz namiot tam stoi.
- ok, a jaki jest numer namiotu?
- uuuuuuuuu, 20? (na szczeście Sylwia podpowiada) mamy przecież kartę magnetyczną z kempingu! (pokazuję kartę)
- ok, wierzę Wam, możecie wejść.
Serio tak to wyglądało. Jakby nie chciał na wpuścić zawsze mogłem zadzwonić na recepcję albo weszlibyśmy górą ryzykując, że nas zaatakuje ale na szczęście nie musieliśmy kombinować.
Po powrocie do namiotu sprawdziłem numer namiotu, byłem bardzo blisko, 30 a nie 20.
Na dziś dość już wrażeń kąpiemy się i idziemy spać.
Jutro może Wilno?
Mapka dnia: