"Przez mgłę" czyli - Dzień 13 - 399km
Izvorul Mures - Oradea
https://goo.gl/maps/GyumHzP87KzRano 7C! Tu w hotelu ogrzewanie działało już wieczorem. Oczywiście na śniadanie lokalne specjały, w pamięć zapada kozi ser.
Startujemy i wjeżdżamy w mgłę jak z najlepszego horroru. Mgła ciągnie się przez dobre kilkanaście kilometrów.
Gdy udaje się nam z niej wyjechać temperatura od razu wzrasta do 10C i świeci słońce na niebie żadnej chmury!
Droga idzie całkiem sprawnie, przez pierwszą godzinę jazdy przejechaliśmy ok 80km.
Zaczyna się robić ciepło, zatrzymujemy się żeby zrzucić część ubrań. W okolicach Cluj Napoca wpadamy na autostradę, niestety nie ma jej jeszcze do samej Oradei i tempo znacznie spada w gęstym ruchu do Oradei.
W Oradei 24C a nam się wydaje, że co najmniej 30C!
Stojąc w korkach dojeżdżamy do znalezionego w internecie pensjonatu. Chyba faktycznie jest niezły bo nie ma wolnych miejsc!
Wybieram w nawigacji najbliższy hotel, pewnie będzie drogi ale chociaż sprawdzimy.
Mamy sporo czasu, żeby znaleźć coś innego. Hotel albo jest w remoncie albo wcale już go nie ma, na mapie widzę dwa kolejne.
Przez interkom stawiamy, że tu będzie drogo bo to ewidentnie serce starówki.
Parkujemy przed pierwszym z nich. Pewnie cena nas zabije ale zapytać nic nie kosztuje, poza tym muszę do toalety
.
Miejsca są i tu pierwszy szok za dwójkę 139lei! Szybka narada i decyzja. Zostajemy!
Hotel Atlantic o bardzo wysokim standardzie (4 gwiazdki), w takim jeszcze nie spaliśmy i w dodatku na Starówce Oradei!
Nasz pokój
Na wyposażeniu mieliśmy nawet expres do kawy i dzięki temu, że goście nie radzili sobie z jego obsługą masę jednorazowych wkładów do niego (nominalnie przysługiwały nam tylko dwa)
Oczywiście wybraliśmy się na spacer po Oradei, kilka zdjęć poniżej.
Jakieś sztywniaki
Brzydko nie jest
W jednej z tych restauracji kolejna odsłona kuchni rumuńskiej (Ja jadłem placek pasterski który nie miał nic wspólnego z plackiem a Sylwia mamałygę z serem)
Zabytkowy kościół
Kolejny kościół, Rumuni uważają się za kraj ateistyczny ale chyba jest tam jakaś akcja powrotu do religii bo przy drogach stoi pełno blaszanych krzyży z takim lekko made in China Chrystusem, rok temu ich nie było.
Prawdopodobnie to zabytkowa lokomotywa tramwajowa.
Budynek z ogromnym miedzianym dachem
Przed naszym hotelem
Fotka z balkonu pokoju hotelowego
Oczywiście przed powrotem do hotelu zrobiliśmy tradycyjne zakupy
"Powrót" czyli - Dzień 14 - 450km
Oradea - Brzegi
https://goo.gl/maps/oMHSRh82hyzŚniadanie, podobnie jak i wczorajsza kolacja z lokalnych specjałów. Zakusca, kozi ser i Rumuńskie wino (niestety to ostatnie tylko na kolację).
Jeszcze wczoraj planując trasę decydujemy jednak skorzystać z węgierskich autostrad, winiety kupiłem na szybko przez internet (polecam tą opcję bo jest najtańsza:
https://ematrica.nemzetiutdij.hu/)
Ostatnie foty w Oradei:
To jakby ktoś miał wątpliwości, że spaliśmy na starówce:
Hmmmmm, to chyba nie nasze
Z Oradei do granicy z Węgrami mamy tylko 16km , na granicy doganiamy grupę niemieckich motocyklistów.
Typowa niemiecka "młodzież", siwe brody i brzuszki. Widać wielkopańskie nawyki, najważniejsi na świecie, najpierw wjechali między nas a potem już ich przepuściliśmy żeby stać razem (dokumenty i tak miałem ją). Tuż za granicą omijamy ich i więcej nie widzimy.
Przejazdu przez Węgry nie zaszczycę komentarzem, coś jest w tym kraju, że nie potrafi zdobyć naszej sympatii (no dobra po drodze na straganach mieli ładne arbuzy).
Słowacja, pierwszy raz jedziemy odcinkiem autostrady z Presov do Popradu. Wrażenie robią ruiny Spiskiego Hradu. Zapisuje to miejsce do pamięci
Wrażenie robi też długi na 5km tunel, znamy tylko jeden dłuższy tunel (w Chorwacji 5900m).
Zatrzymujemy się w Keźmarok na zakupy. Słowackie wino już jest nam znane więc kupujemy dwie butelki
.
Niecałą godzinę później jesteśmy już w Brzegach. Jedziemy na obiad, niestety nasz ulubiony lokal jest nadal w remoncie. Ten zastępczy trochę nas zawiódł a może to przyzwyczajenie do smaku Bałkanów?;)
W Polsce
Jutro powrót do domu i koniec tegorocznych wakacji.
Epilog - 397km
Brzegi - Piaseczno
https://goo.gl/maps/RZpUBwfoVsxWystartowaliśmy około 10tej, spodziewałem się, że po sezonie Zakopianka będzie pusta a tu tradycyjnie za Nowym Targiem się zagęściło, niestety remonty dróg trwają w najlepsze.
Postój w Krakowie na tankowanie, w bakach mieliśmy jeszcze paliwo z Węgier!
Droga dobrze znana i aż nudna przez liczne odcinki w przebudowie, za obwodnicą Kielc postój na kawę. Do domu docieramy około 16stej.
O czym zapomniałem wcześniej:
W Bułgarskiej telewizji zobaczyłem reklamę samochodu made in Bulgaria! Chiński SUV Great Wall jest produkowany w Bułgarii! Widziałem nawet salony tej marki ale samochodów w ruchu ulicznym już nie zauważyłem (stawiam, że są ale jeszcze mało)
Poniżej fotka wizytówki knajpy motocyklowej "Red Indian" z Albanii - jakby ktoś przejeżdżał, warto wpaść nawet żeby zrobić sobie zdjęcie
Dla porządku również fotka wizytówki restauracji Wild Duck z Bułgarii (praktycznie na granicy Rumuńsko-Bułgarskiej)
Po podliczeniu wszystkich wydanych pieniędzy (to co zeszło z kart, winiety, ubezpieczenia, kupiona w Polsce waluta) wyszło, że wydaliśmy łącznie 5 500zł, pamiętając, że jechaliśmy na dwa motocykle i zrobiliśmy 6275,9km, połowę wyjazdu spaliśmy w hotelach, praktycznie codziennie jedliśmy w restauracjach, codziennie popijaliśmy lokalne trunki, wydaje mi się, że nie wydaliśmy dużo
Zresztą nawet jakbyśmy wydali więcej, nadal byłbym zadowolony
Na pewno polecam wszystkim zarówno Rumunię (bo naprawdę nie jest tam daleko a kraj baaaardzo gościnny i ciekawy) jak i Albanię (co prawda sporo dalej, ale naprawdę warto), jak dla mnie nie do końca odkrytą kartą pozostaje Macedonia, pierwotnie zakładałem jeszcze zwiedzanie Skopje ale tym razem odpuściliśmy. Na pewno jeszcze wrócimy na Bałkany, nadal nie udało nam się odwiedzić wszystkich krajów tego półwyspu
KONIEC (chyba, że jeszcze coś sobie przypomnę)