skoro nalegacie......
Nadszedł czas na już tradycyjną relację.
Będzie mi bardzo trudno opisać wszystko tak, żeby niczego nie pominąć, ale spróbujemy.
Wyjazd grupy Warszawskiej rozpoczął się już w Piątek, najpierw Cejoty ruszyli na trasę (jako organizatorzy musieli być na miejscu od rana), a niedługo po ich wypadzie niemal cała grupa z Warszawy, spotkała się u Pszczółki żeby szczelnie wypełnić bagażnik "wozu technicznego.
Następnego dnia podzieleni na dwie grupy ruszyliśmy, Bandziorek i Tls (oczywiście razem z Żabą i Tlinką) tworzyli jedną grupę a my (czyli Umek, Maks i ja) wraz z Moherem (wraz z Beatą), utworzyliśmy drugą.
Przed wyruszeniem Moher skontaktował się z Cejotem, który ostrzegł nas, że w Męce przelotnie pada, niestety przelotnie znaczyło, że przelatuje z góry na dół
Mimo to dosiedliśmy maszyn i około 9:30 wyruszyliśmy w drogę.
Początek drogi był bardzo obiecujący, ale niebawem skontaktował się z nami wóz techniczny (telefon od Pszczółki) z ostrzeżeniem, że 50km przed Piotrkowem, pada rzęsisty deszcz. Niestety tak właśnie było, przed Piotrkowem zaczęły spadać na nas pierwsze krople deszczu. Zjechaliśmy na stację benzynową i ponownie nawiązaliśmy kontakt z Pszczółką, wieści były pomyślne, w okolicach Piotrkowa miało już nie padać. Pocieszeni tym faktem, niezwłocznie ruszyliśmy w dalszą drogę, starając się jechać slalomem między kroplami deszczu
Niestety deszcz zamiast słabnąc, nabierał na sile, i padał nieprzerwanie również w Piotrkowie, w tym momencie skontaktował się z nami Tls informując o ich miejscu postoju (które kilka minut wcześniej minęliśmy), wieści jakie przekazał były pomyślne - w Męce już nie pada! Mając tak dobre wieści, dziarsko mknęliśmy do przodu, namakając coraz bardziej
Na szczęście niedługo po minięciu Piotrkowa deszcz zszedł nam z drogi i nawet zaczęły pojawiać się pierwsze promyki słońca
Moher dał znać, że jego motocykl jest spragniony i zatrzymaliśmy się w Łasku na tankowanie - siebie i motocykli.
Słoneczko przygrzewało już całkiem dobrze i mimo dotkliwego przemoczenia humory nam dopisywały.
W czasie naszego "pit-stopu" wyprzedził nas wóz techniczny (gdzieś w ulewie nasza grupa objęła prowadzenie) o czym oczywiście zostaliśmy niezwłocznie poinformowani
. Ostatni etap podróży był już dość spokojny, bez deszczu z przygrzewającym od czasu do czasu słonkiem. Gdy tylko minęliśmy Zduńską Wolę, zadzwoniła do nas zaniepokojona Pszczółka dopytując się o naszą pozycję (niestety nie zadowoliła jej odpowiedź, że jesteśmy na motocyklach). W chwilę potem zobaczyliśmy pierwsze tabliczki wskazujące drogę i kierując się nimi dotarliśmy do celu jak po sznurku
Wjeżdżaliśmy na ośrodek witani przez Maleńką, uwieczniała tą podniosłą chwilę aparatem i okrzykami powitalnymi
Oczywiście na miejscu był też Leon i Cejot, który wskazał nam miejsce parkowania maszyn, pobrał "haracz", oraz przydzielił miejsce noclegu (co ciekawe gdy tylko się rozpakowaliśmy Cejot, zarządził przeprowadzkę do innego domku a chwilę później kolejną przeprowadzkę, do kolejnego domku
Oczywiście było to podyktowane względami praktycznymi,
chodziło bowiem o optymalne wykorzystanie miejsc do spania)
Od tego momentu kolejni motocykliści przybywali niemal jak lawina, co chwila pojawiali się kolejni podróżnicy i co chwilę następowały powitalne uściski
Ekipa ze śląska w geście solidarności z Anią FLarową (która przybyła z nogą w gipsie), przybyła również w samochodach
Potem przez cały czas tęsknym wzrokiem spoglądali w stronę zaparkowanych motocykli
Również ekipa z Łodzi (poza Sc0tim) przybyła samochodem, ale widząc, że pogoda zdecydowanie się poprawia szybko naprawili swój błąd
Gdy już wszyscy, którzy zapowiadali przybycie w sobotę, byli na miejscu, rozpoczęła się "część oficjalno-artystyczna". DJ Luk@ puścił "placki" w ruch a Cejot pięknie wszystkich przywitał, odczytał listę obecności,
przedstawiając każdego i wręczając okolicznościowe gadżety przygotowane przez niezastąpionego Flara i oczywiście Flarową
Został też przedstawiony plan działań, który w skrócie brzmiał - "integrować się i jeszcze raz integrować"
Niebawem rozpoczął się przygotowany przez Jona konkurs przeciągania liny, konkurs był o tyle ciekawy, że po jednej stronie liny stanęły Banitki a po drugiej Banici. Wynik był łatwy do przewidzenia - niemal bez wysiłku wygrały nasze piękne Panie. Zaskoczeni Banici zażądali rewanżu, i tym razem po zaciętej i wyrównanej walce wygrali Panowie.
W decydującej rundzie szeregi Pań zasilił Bandziorek (zmieniając tymczasowo płeć) - i finał należał do Pań, które otrzymały z rąk Jona nagrodę w postaci pokaźnej butelki bąbelkowego trunku.
Kolejną atrakcją był konkurs rzutu precyzyjnego tarczą hamulcową. Konkurs prowadziła Sylwia - Umek, przy mojej skromnej pomocy. Konkurs przyciągnął dużą grupę chętnych i najprawdopodobniej była to konkurencja w której wystartowało najwięcej Banitów.
Zmagania w kategorii Banitek wygrała w pięknym stylu Iza - Nocka, w kategorii Banitów najlepsze wyniki osiągnęli Bandziorek i Moher, którzy stoczyli między sobą drugą rundę, której triumfatorem był Bandziorek.
Warto nadmienić, że uhonorowano również Banitów którym nie poszło tak dobrze, Maleńka oraz Krysz zostali wyróżnieni za osiągnięcie najdalszych odległości od punktu pomiaru
Równolegle do konkursu rzutu tarczą, rozpoczęły się treningi do konkursu strzeleckiego (prowadzony przez ScOtiego), oraz konkurs jazdy precyzyjnej czyli slalom z łyżeczka w zębach, dla ułatwienia na łyżeczce spoczywało surowe jajko (konkurs prowadziła Cejotka z pomocą Pszczółki). Konkurs Jazdy precyzyjnej wygrał (o ile mam dobre informacje) Bandziorek - dając tym samym dowód, że motocykle jedzą
mu z ręki
Nie da się pominąć również mojego wkładu w aspekt rozrywkowy tego konkursu - udało mi się zbić jajko jak tylko wbiłem pierwszy bieg
Na szczęście dzięki przychylności jurorów (dzięki Cejotka, dzięki Pszczółka), miałem drugie podejście i tym razem udało się dowieźć jajko cało do mety, niestety nie na łyżeczce (jajko spadło na kanapę motocykla i nietknięte dotrwało do końca konkurencji, niestety nie było to prawidłowe wykonanie zadania)
Kolejnym konkursem był konkurs wolnej jazdy. Odbywający się systemem pucharowym. W tym konkursie mimo całkiem udanego startu zostałem wyeliminowany przez późniejszego zwycięzcę całego konkursu - Luk@ (w finale wystartowali Luk@, Leon oraz Tata Luk@ - Mietek).
Najprawdopodobniej przyczyną mojej przegranej był fakt, że zarówno ja jak i motocykl byliśmy kompletnie "ujajani" po poprzednim konkursie
Konkursy zakończyły się przejażdżkami jakie dla wszystkich zainteresowanych Banitek urządził Bandziorek.
Wraz z nadchodzącym wieczorem Jon wspomagany przez Moherową (Beatę) oraz Umka (Sylwię) przygotowali grill na którym piekła się smakowita karkówka, kiełbaski oraz wcześniej przygotowane "żeberka Moherka".
Wieczorną ucztę zwieńczył ubaw na "parkiecie", za co wszyscy możemy dziękować DJ-om Luk@ i Elohimowi.
W trakcie zabawy zostały wręczone nagrody dla zwycięzców forumowego "konkurs o pifko". Nagrody zdobyli: Cejotka, Leon i ScOti, oczywiście wszyscy zwycięzcy solidarnie podzielili się nagrodą ze wszystkimi Banitami
Zabawa skończyła się nad ranem a jedynym powodem jej zakończenia było nadejście burzy, którą szczególnie zapamięta Nocek (jak chyba wszyscy wiedzą, piorun zabił Nocka, ale na szczęście nie trafił i Nocek przeżył)
Niedzielny poranek rozpoczęło wspólne śniadanie, które było szczególnie radosne, bo urozmaicone opowieściami minionej nocy (historia walki Nocka z piorunem, i zagadka pewnej stówki są już legendą tego zlotu)
Z samego rana zawitał do nas Mrzysty - który z racji obowiązków mógł dołączyć do nas dopiero w niedzielę, przyjechał motocyklem o najmniejszej pojemności (125cm3), za co należą mu się wielkie słowa uznania.
Po śniadaniu, wszyscy (którzy byli w stanie) udali się eskapadę motocyklową, prowadzoną przez Jona.
Kawalkada motocykli odwiedziła miejsce gdzie szaleją miejscowi motocykliści (placyk przy prostym odcinku drogi
mogącym służyć za prowizoryczne lotnisko, odcinek ten przetestowali Bandziorek wraz z Luk@-iem
). Następnie udaliśmy się do Jeziorska podziwiać zaporę, a następnie udaliśmy się do Uniejowa, gdzie część z nas wykąpała się w basenach termalnych a część zwiedzała okoliczny park i zamek.
Warto dodać, że kawalkadę motocykli zabezpieczała Pszczółka, prowadząc "wóz techniczny". Powszechnie zaskoczenie wzbudził potok "łaciny" jakim Pszczółka obdarzała samochody, które wcinały się między wóz techniczny a kawalkadę motocykli. Jako zamykający słyszałem słowa takie jak "Natrium Chloratum", "Argentum Nitricum" czy "Hydrogenium",
padające za każdym razem, gdy nieodpowiedzialny kierowca jechał tuż za moimi tylnymi światłami (oczywiście łacińskie słowa, które słyszałem nie nadają się do publikacji, dlatego zastąpiłem je mniej rażącymi).
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na obiad w zajeździe w pobliżu Uniejowa, gdzie zostaliśmy przyjęci bardzo gościnnie (specjalnie dla nas wystawiono stoły) - mam nadzieję, że również nasza obecność będzie tam mile wspominana
Po powrocie na miejsce zlotu Bandziorek zapałał gwałtownym i nieuleczalnym uczuciem do mojego motocykla, odbył nim kilka jazd i objawy choroby stały się już widoczne gołym okiem. Było to najwyraźniej zaraźliwe bo grupa Banitek otoczyła mnie z żądaniem urządzenia przejażdżki.
Również wtedy, przybywając prosto z wypadu po Bieszczadach zjawił się Sowa, a ScOti zorganizował finał konkursu strzeleckiego (o ile dobrze wiem wygrał go Jack1)
Niedługo później odbył się pokaz pierwszej pomocy zorganizowany przez Mohera - zobaczyliśmy podstawowe zasady udzielania pierwszej pomocy, sposób bezpiecznego zdejmowania kasku integralnego i wiele innych czynności mogących uratować życie.
Po pokazie nastąpił przyjemny moment rozdania nagród konkursowych, dyplomów, podziękowań itp.
Przy dźwiękach płyty nagranej przez Mnicha rozpoczęło się wieczorne ognisko. W tym czasie ja wciąż jeździłem w tę i z powrotem jak autobus PKS, a na miejsce zlotu przybywali kolejni goście, niespodziankę sprawił Luca, który przybył swoim stalowym rumakiem wraz z BabaLuca.
Ostatnim ale bardzo mile widzianym przybyszem był Rosho (Marek), który przybył do nas prosto z pracy swoim samochodem. Może nie wszyscy wiedzą, ale Marek ma nieoficjalny tytuł "pierwszego Aquilowca Rzeczypospolitej" - jest właścicielem Hyosunga Aquila GV650 już od 2006 roku. Pochwalę się, że miałem zaszczyt dostarczyć Marka na moim
motocyklu z parkingu na wieczorne ognisko.
Spotkanie zwieńczyła tańce, podobnie jak poprzedniego wieczora przygotowane przez naszych wspaniałych DJ-ów.
Oczywiście cały czas w mniejszych grupach toczyły się długie rozmowy, dyskusje, wspólne oglądanie motocykli itp.
Impreza dogasała gdy już świt był za pasem, a niebawem trzeba było wstać.....
Poniedziałkowy poranek rozpoczęła Maleńka, która swoim słodkim głosikiem obudziła kogo się dało
Na śniadanko spałaszowaliśmy żurek z kiełbasą, przygotowany przez Leona i Ulę.
Po śniadaniu pogoda nieco nas wystraszyła (chmurzyło się) i plan zwiedzania Muzeum Zduńskiej Woli został przesunięty na następne spotkanie, i wszyscy pośpiesznie zajęli się pakowaniem.
Przed wyjazdem Sowa musiał jeszcze przewieźć na swojej Hondzie CBF1000 małą Pszczółkę Kasie, ale najwyraźniej nie spisał się za dobrze, bo Kasia zażądała jeszcze przejażdżki na moim motocyklu
Nastąpiły długie pożegnania, pakowanie i wyjazdy małymi grupami lub całkiem samotnie.
Mi przypadł w udziale zaszczyt powrotu w towarzystwie Umka (co raczej oczywiste), Moherów, Tls-ów i Sowy. Po drodze nieco się zagapiłem i zamiast trzymać się trasy, którą przyjechaliśmy, pojechałem zgodnie ze wskazówkami GPS-a - drogi nie nadłożyliśmy, ale przez 100km jechaliśmy po nieco gorszych drogach i momentami słyszałem jak Sowa przeklina pomysł wspólnego powrotu
Tuż przed Rawą Mazowiecką wpadliśmy na trasę Katowicką i w niedużej odległości od Warszawy zorganizowaliśmy kolejny (drugi tego dnia) postój. Na stacji spotkaliśmy nasz wóz techniczny i jego dzielną załogę - przyznam, że ucieszyliśmy się z tego spotkania (choć rozstaliśmy się zaledwie parę godzin wcześniej). Po chwili usłyszeliśmy nadlatujący bombowiec B52 - ale zanim zdążyliśmy zastanowić się kto atakuje, dostrzegliśmy że źródłem dźwięku jest motocykl Cejotów dzielnie pomykający w kierunku domu - oczywiście Cejoty - spostrzegawczy ludzie - pomachali naszej ekipie
Chwilę potem byliśmy już w Nadarzynie, gdzie pożegnaliśmy się z Sową i Moherami, a Tsl-owie wraz z nami śmignęli na prawo. Po kilku kilometrach pomachaliśmy Tls-om i zjechaliśmy z głównej drogi w kierunku domu.
Warto dodać, że w drodze powrotnej deszcz praktycznie całkowicie nas ominął (spadło kilka kropel, ale nie był to poważny deszcz), natomiast po około godzinie od naszego powrotu deszcz rozpadał się na dobre - tym razem szczęście suchych motocyklistów nas nie opuściło
A teraz to na co najważniejsze, fotorelacja:
Cejot wraz Flarem, wnoszą na zlot Flarową - podobno następnym razem wszystkie Banitki założą sobie gips....
Trwa rozładunek bagażu
Cejot przywołuje Banitów
I wykonuje serię ćwiczeń aby się rozgrzać przed publicznym wystąpieniem
Banici z wolna nadciągają
"proszę się odwrócić, chcemy się przywitać"
Cejot zaczyna mowę powitalną
Jon wszystko rejestruje, kto się śmiał z Cejota, będzie miał przechlapane
Bandziorek jest wyraźnie wzruszony przemową Cejota
Flar przygotowuje okolicznościowe gadżety
Flarowa przygotowana do fotografowania, może wycelować zarówno obiektywem jak i nogą w gipsie.
Banici zaczynają się niecierpliwić
Bo najwyraźniej coś zginęło...... chyba słynna stówa....
"fajne te smycze, może im nie damy?"
Luk@ na wszelki wypadek przekazuje część smyczy na boku.....
Jako pierwszy gadżety otrzymuje Nocek - jak nic po znajomości
Niestety nie usłyszałem co szeptali między sobą
Na scenę wkracza Bandziorek
I wybiera co najlepsze gadżety dla siebie
Tradycyjny "Niedźwiadek"
Następni na liście - Maleńka i Jack1
ScOti również zostaje oficjalnie przywitany
Luk@ przekazuje gadżety Flarowej
Cejot wita Flara
I oczywiście Flarową
Kubuś66 wraz Małżonką - niestety też bez motocykla, ale za to w suchych ubraniach
Niespodziewanie nadleciał Pszczeli rój
I obsiadł Cejota
Na szczęście obyło się bez bolesnych użądleń
Nocek przechwycił kamerę - i już wiecie, że filmu raczej nie będzie
Jona45 z Małżonką chyba nie trzeba przedstawiać - w zasadzie razem z Leonem i Ulą są gospodarzami imprezy
Scyzer i eNgine śmigneli po motocykle - na szczęście na miejscu zostały ich przedstawicielki - Monika i Kamila
Z czego Cejot skrzętnie korzysta
El00nia wraz z Tomem74 - szczególnie mile widziani przeze mnie (nie da się ukryć, że filmy opublikowane w necie
przez Toma przekonały mnie do zakupy Aquili - wielkie dzięki Tom)
Nocek demonstruje Tomowi, co można zrobić ze smyczek
Tak właśnie wyglądają "nierozerwalne więzy małżeńskie" według Nocków
Krysz wraz córką Anią - również bardzo mile widziany (pierwszy raz na żywo)
Nocek próbuje przyczepić się do Cejotki.....
Ili wraz z Małżonką (Ili przebrał się za fotografa, bo też zapomniał zabrać motocykla
)
Tls - ekspert w ekspresowym transporcie Hyosungów z Wielkiej Brytanii
Jego też nie ominął tradycyjny "Niedźwiadek"
Moher wraz z Moherową
Jak widać motocykliści przebrani za ludzi wyglądają bardzo niepozornie - ale wszyscy potwierdzą, że bez nich zlot
nie byłby aż tak bardzo udany (a na pewno nie dla Nocka)
Rodzice Luk@
Jak widać tradycja motocyklowa jest głęboko zakorzeniona w rodzinie
Przyjaciele Maleńkiej i Jacka1 ze Zduńskiej Woli, oboje przybyli za sterami pięknych Zippów
Cejot już prawie skończył przemowę powitalną
Tymczasem ScOti wraca z polowania - ta mała rybka po odpowiednim przyprawieniu pojawiła się na wieczornym grillu
jako karkówka - co ciekawe, dla wszystkich wystarczyło (niestety z piwem ten cud już nie wyszedł)
Jednak jest jakaś szansa na film ze zlotu
Długo oczekiwana chwila, padają słowa "idźcie i integrujcie się"
Stalowe rumaki odpoczywają po podróży
Bandziorek szykuje się do polerowania - podobno właśnie to najbardziej lubi w motocyklach.....
I nie da się ukryć, że Bandziorkowa Honda błyszczy jak nowa
Ili szuka swojego motocykla
Ale niestety nie może go odnaleźć
Moherki sprawdzają kuchnię - da się tu przygotować żeberka!
Pszczółka i Gosia również robią inspekcję w kuchni
Tymczasem Cejot prezentuje nawe wydechy w Jelonku - a raczej B-52:)
Przymierzam się do BMW Mohera - bardzo sympatyczna maszyna
Tymczasem Moher zdecydował się na zrobienie "licencji plecaczka"
Niestety oblał egzamin i musiał wrócić za stery
Leon również przymierza się do Aquili
I jest mu na niej bardzo do twarzy
Tymczasem Cejot znalazł kogoś kogo jeszcze nie powitał - Gosia też musi być wyściskana
Cejot pokazuje Pszczółce jak mogliby razem jeździć motocyklem - oczywiście Cejot jako plecak
Motocykl Cejota zmienia fryzurę, frędzelki zostają zaplecione w warkoczyki
Na szyby motocykli wędrują okolicznościowe naklejki.
BMW Mohera wreszcie zaczyna jakoś wyglądać
Dzięki czemu Banici nie boją się przymierzać do maszyny Mohera
Tls przygotowuje dla swojego motocykla miejsce pod dachem
Kubuś66 dzielnie dźwiga stoły
Cejot pomaga wrzucić wsteczny w BMW Mohera
I już po chwili motocykl stoi zaparkowany pod dachem
Okolicznościowa naklejka pasuje lepiej niż logo BMW
Tls również parkuje swoją "mechaniczną pomarańczę"
Nocek niestety motocykl zostawił w domu, próbuje więc swoich sił jako DJ
I ma w tej dziedzinie pewne sukcesy (Luk@ nie musiał nic naprawiać)
Iwonka (Tlinka), podobnie jak ja, biega z aparatem
Cejot z Jonem przygotowują pierwszy konkurs
Banitki i Banici garną się by sprawdzić kto jest słabą płcią
Jednak już na oko widać, że mają liczebną przewagę
Nawet kontuzjowana Ania (Flarowa), śpieszy na pomoc Banitkom
Jeszcze ostatnie ustalenia
Pełna gotowość
I poszło!!!!!
Przez chwilę wyrównana walka
I radość Banitek ze zwycięstwa
Pamiątkowe wpisy na gipsie Ani
Gips od razu przestał być taki blady
Banitki oczekują na wręczenie nagrody za przeciąganie liny
Bandziorek rozgrzewa się przed kolejnymi konkursami
Bryka niczym kozica górska
Albo kangur
Choć złośliwi mówią, że raczej jak wielki wiewiór
Ania czeka z aparatem na kolejne konkurencje
Banici się integrują
Banitki również nie próżnują
"jak ktoś nam podpadnie to zwiążemy go jak baleron"
Koniec części pierwszej
C.D.N. ....