Domyślam się, że nikt nie czeka z zapartym tchem na więcej szczegółów ale mimo to coś napiszę.
Dzień pierwszy: Brzegi (PL) - Maishofen (A) 854km
Jak sugeruje tytuł, celem wypady było zbadanie jakości zupy gulaszowej w wybranych Europejskich krajach.
W miniony piątek (5.08) kilka minut po 6 rano opuściliśmy tajną bazę w Tatrach (gdzie spotkaliśmy się w czwartek wieczorem) i ruszyliśmy w kierunku Słowacji.
Mimo usilnych poszukiwań nie znaleźliśmy tam śladów zupy gulaszowej (może dlatego, że zatrzymaliśmy się tam tylko raz).
Kierowani przeczuciem i wskazaniami nawigacji skierowaliśmy się do Austrii i gdy tylko minęliśmy Wiedeń przy okazji uzupełniania zapasów paliwa pierwszy raz skosztowaliśmy zupy gulaszowej. Uznaliśmy to za dobry omen i kontynuowaliśmy eksplorację Austrii.
Niewielki deszcz towarzyszył nam przez kilkanaście kilometrów a potem przez zdrowo ponad 200km padało już całkiem solidnie i nawet raz zagrzmiało. Deszcz padał tak bardzo, że woda dostała się w łączenie wydechu motocykla Simonstera i spowodowała jego rozłączenie.
Awaria była na tyle upierdliwa (hałas), że musieliśmy się zatrzymać i Simonster dokonał ekspresowej naprawy (uwinął się w czasie mojej wizyty w WC).
Około siedemnastej dojechaliśmy do Meishofen gdzie zatrzymaliśmy się na noc. Mimo, że jest tam świetny kemping tym razem zdecydowaliśmy się na hotel bo mimo przeciwdeszczówek kilka rzeczy wymagało wysuszenia.
Dzień drugi: Maishofen (A) - Anas (I) - Neumarkt (A) 286km
Jeszcze przed śniadaniem stwierdziliśmy, że idealnie byłoby sprawdzić jak smakuje gulaszowa w alpach. Siomonster sprawdził w internecie i okazało się, że prawdopodobnie najlepszą gulaszową w alpach serwują całkiem blisko w restauracji ze świetnym widokiem na góry. Niewiadomą było tylko czy jest czynna bo kamera internetowa pokazywała obraz chyba jeszcze z lutego bo śniegu tam było po kolana.
Inna strona internetowa sugerowała, że najlepszą gulaszową serwują we Włoskich alpach i po szybkiej naradzie właśnie tam się udaliśmy.
Kilka fotek z trasy:
W miejscu z takim widokiem mieliśmy dłuższy postój gdzie losowaliśmy zupki w proszku, Simonsterowi sprzyjało szczęście i to On mógł się posilić gulaszową z makaronem (mi w udziale przypadła grochowa z grzankami).
Niedługo później byliśmy już w słonecznej Italii:
Tu mam mały problem bo nie jestem pewny gdzie dokładnie byliśmy, może ktoś coś rozpozna i będzie mógł pomóc:
To chyba było kawałek dalej:
W słonecznej Italii niestety serwowali tylko spaghetti, nałapaliśmy więc tylko ładnej pogody do kufrów i wróciliśmy do Austrii:
Jechaliśmy aż droga się skończyła, na szczęście był to parking przy tej słynnej restauracji:
Widoki z tarasu restauracji faktycznie były niczego sobie:
Nawet tu piją "mamrota"
A tu taras słynnej restauracji, nie uwierzycie - była zamknięta! Nici z gulaszowej!
Dowód, że nasze motocykle naprawdę tam były:
Trochę nas to załamało i zrezygnowani ruszyliśmy w stronę domu. Na domiar złego nawigacja chyba popieprzyła drogę bo wjechaliśmy w tak gęstą mgłę, że prawie przeoczyliśmy leżący na poboczu drogi śnieg i termometr pokazujący 2,9C.
Na szczęście spotkaliśmy innych motocyklistów i Ci potwierdzili, że w sumie jedziemy w dobrym kierunku (nie mogliśmy uwierzyć, że dopiero teraz odśnieżają)
Kiedy minęliśmy Saltzburg zaczęło się ściemniać. Na stacji benzynowej udało nam się jeszcze kupić gulaszową w puszce i zaczęliśmy szukać kempingu.
Poszukiwania te to temat na osobne opowiadanie w każdym razie w końcu kemping się znalazł, rozbiliśmy namioty, skonsumowaliśmy odgrzaną gulaszową i poszliśmy spać.
Dzień trzeci: Neumarkt (A) - Piaseczno (PL) 847km (Simonster miał tylko około 100km mniej)
Z kempingu mogliśmy się wymeldować dopiero po 9-tej. Dzięki temu nawet się wyspaliśmy.
Wracaliśmy przez Czechy i tam właśnie spotkaliśmy samotnego herbatnika w całkiem dobrej kondycji. Niestety nie wiedzieliśmy jak długo leżał na ziemi i czy przypadkiem na kogoś nie czeka więc daliśmy mu spokój i zjedliśmy Austriacki chleb z Polską konserwą z Biedronki i Czeskim serkiem z Lidla
Przed Gliwicami pożegnaliśmy się z Simonsterem i niedługo później rozjechaliśmy się w swoje strony.
Gdy byłem w okolicach Mszczonowa Simonster dał znać, że już jest w domu a nawet już zdążył z niego wyjechać. Za niecałą godziną ja również byłem w domu.
Jest duża szansa, że jeszcze znajdziemy jakieś fotki a może nawet filmiki
Rozczarowujący był jedynie fakt, że restauracja była zamknięta a za wjazd na drogę dojazdową do niej kazali nam zapłacić po 25Euro - skandal!