Banici Azjatyckich Motocykli

Forum miłośników chińskich motocykli, jak również koreańskich, indyjskich i japońskich.
Teraz jest niedziela 24 lis 2024, 03:11
Baner programu partnerskiego MaxMoto.pl (750x100px)


Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 
Autor Wiadomość
PostNapisane: wtorek 09 sie 2016, 19:44 
Offline
Szturmowiec Imperium
Avatar użytkownika

Dołączył(a): wtorek 06 wrz 2011, 10:47
Posty: 14239
Lokalizacja: Niemal Piaseczno
Płeć: Banita
Motocykl: DL650A + VOGE 900DSX
Domyślam się, że nikt nie czeka z zapartym tchem na więcej szczegółów ale mimo to coś napiszę.

Dzień pierwszy: Brzegi (PL) - Maishofen (A) 854km
Jak sugeruje tytuł, celem wypady było zbadanie jakości zupy gulaszowej w wybranych Europejskich krajach.
W miniony piątek (5.08) kilka minut po 6 rano opuściliśmy tajną bazę w Tatrach (gdzie spotkaliśmy się w czwartek wieczorem) i ruszyliśmy w kierunku Słowacji.
Mimo usilnych poszukiwań nie znaleźliśmy tam śladów zupy gulaszowej (może dlatego, że zatrzymaliśmy się tam tylko raz).
Kierowani przeczuciem i wskazaniami nawigacji skierowaliśmy się do Austrii i gdy tylko minęliśmy Wiedeń przy okazji uzupełniania zapasów paliwa pierwszy raz skosztowaliśmy zupy gulaszowej. Uznaliśmy to za dobry omen i kontynuowaliśmy eksplorację Austrii.
Niewielki deszcz towarzyszył nam przez kilkanaście kilometrów a potem przez zdrowo ponad 200km padało już całkiem solidnie i nawet raz zagrzmiało. Deszcz padał tak bardzo, że woda dostała się w łączenie wydechu motocykla Simonstera i spowodowała jego rozłączenie.
Awaria była na tyle upierdliwa (hałas), że musieliśmy się zatrzymać i Simonster dokonał ekspresowej naprawy (uwinął się w czasie mojej wizyty w WC).
Około siedemnastej dojechaliśmy do Meishofen gdzie zatrzymaliśmy się na noc. Mimo, że jest tam świetny kemping tym razem zdecydowaliśmy się na hotel bo mimo przeciwdeszczówek kilka rzeczy wymagało wysuszenia.

Dzień drugi: Maishofen (A) - Anas (I) - Neumarkt (A) 286km
Jeszcze przed śniadaniem stwierdziliśmy, że idealnie byłoby sprawdzić jak smakuje gulaszowa w alpach. Siomonster sprawdził w internecie i okazało się, że prawdopodobnie najlepszą gulaszową w alpach serwują całkiem blisko w restauracji ze świetnym widokiem na góry. Niewiadomą było tylko czy jest czynna bo kamera internetowa pokazywała obraz chyba jeszcze z lutego bo śniegu tam było po kolana.
Inna strona internetowa sugerowała, że najlepszą gulaszową serwują we Włoskich alpach i po szybkiej naradzie właśnie tam się udaliśmy.

Kilka fotek z trasy:
Obrazek

Obrazek

W miejscu z takim widokiem mieliśmy dłuższy postój gdzie losowaliśmy zupki w proszku, Simonsterowi sprzyjało szczęście i to On mógł się posilić gulaszową z makaronem (mi w udziale przypadła grochowa z grzankami).
Obrazek

Niedługo później byliśmy już w słonecznej Italii:
Obrazek

Tu mam mały problem bo nie jestem pewny gdzie dokładnie byliśmy, może ktoś coś rozpozna i będzie mógł pomóc:
Obrazek

To chyba było kawałek dalej:
Obrazek

W słonecznej Italii niestety serwowali tylko spaghetti, nałapaliśmy więc tylko ładnej pogody do kufrów i wróciliśmy do Austrii:
Obrazek

Jechaliśmy aż droga się skończyła, na szczęście był to parking przy tej słynnej restauracji:
Obrazek

Widoki z tarasu restauracji faktycznie były niczego sobie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nawet tu piją "mamrota" ;)
Obrazek

Obrazek

A tu taras słynnej restauracji, nie uwierzycie - była zamknięta! Nici z gulaszowej!
Obrazek

Dowód, że nasze motocykle naprawdę tam były:
Obrazek

Trochę nas to załamało i zrezygnowani ruszyliśmy w stronę domu. Na domiar złego nawigacja chyba popieprzyła drogę bo wjechaliśmy w tak gęstą mgłę, że prawie przeoczyliśmy leżący na poboczu drogi śnieg i termometr pokazujący 2,9C.
Na szczęście spotkaliśmy innych motocyklistów i Ci potwierdzili, że w sumie jedziemy w dobrym kierunku (nie mogliśmy uwierzyć, że dopiero teraz odśnieżają)

Kiedy minęliśmy Saltzburg zaczęło się ściemniać. Na stacji benzynowej udało nam się jeszcze kupić gulaszową w puszce i zaczęliśmy szukać kempingu.
Poszukiwania te to temat na osobne opowiadanie w każdym razie w końcu kemping się znalazł, rozbiliśmy namioty, skonsumowaliśmy odgrzaną gulaszową i poszliśmy spać.

Dzień trzeci: Neumarkt (A) - Piaseczno (PL) 847km (Simonster miał tylko około 100km mniej)
Z kempingu mogliśmy się wymeldować dopiero po 9-tej. Dzięki temu nawet się wyspaliśmy.
Wracaliśmy przez Czechy i tam właśnie spotkaliśmy samotnego herbatnika w całkiem dobrej kondycji. Niestety nie wiedzieliśmy jak długo leżał na ziemi i czy przypadkiem na kogoś nie czeka więc daliśmy mu spokój i zjedliśmy Austriacki chleb z Polską konserwą z Biedronki i Czeskim serkiem z Lidla :)

Przed Gliwicami pożegnaliśmy się z Simonsterem i niedługo później rozjechaliśmy się w swoje strony.
Gdy byłem w okolicach Mszczonowa Simonster dał znać, że już jest w domu a nawet już zdążył z niego wyjechać. Za niecałą godziną ja również byłem w domu.

Jest duża szansa, że jeszcze znajdziemy jakieś fotki a może nawet filmiki ;)
Rozczarowujący był jedynie fakt, że restauracja była zamknięta a za wjazd na drogę dojazdową do niej kazali nam zapłacić po 25Euro - skandal!

_________________
Ukłony - Piotrek


Góra
 Zobacz profil  
Cytuj  
PostNapisane: wtorek 09 sie 2016, 20:14 
Offline
Szturmowiec Imperium
Avatar użytkownika

Dołączył(a): wtorek 06 wrz 2011, 10:47
Posty: 14239
Lokalizacja: Niemal Piaseczno
Płeć: Banita
Motocykl: DL650A + VOGE 900DSX
Zapomniałem dodać, czemu nie ulepiliśmy bałwana. Za zimno było w ręce ;)
W powyższej relacji brakuje jeszcze jednej ważnej informacji, jakimś cudem byliśmy w pięciu krajach (poza Polską) a wspomniałem tylko o czterech, jaki był ten czwarty musicie się sami domyślić :)

No i jacyś wandale przykleili mi na kufer takie coś:
Obrazek

i takie:
Obrazek

_________________
Ukłony - Piotrek


Góra
 Zobacz profil  
Cytuj  
PostNapisane: czwartek 11 sie 2016, 09:10 
Offline
Szturmowiec Imperium
Avatar użytkownika

Dołączył(a): wtorek 06 wrz 2011, 10:47
Posty: 14239
Lokalizacja: Niemal Piaseczno
Płeć: Banita
Motocykl: DL650A + VOGE 900DSX
Dokończę pominięty wcześniej wątek szukania kempingu w drodze powrotnej.
Na stacji gdzie zakupiliśmy gulaszową w puszkach wyszukałem najbliższy kemping przy naszej trasie. Do przejechania mieliśmy około 7km więc luz totalny. Po chwili zjechaliśmy z autosrtrady i nawet widzieliśmy kilka drogowskazów na kempingi. Trzymaliśmy się jednak trasy z nawigacji (chyba zmęczenie wzięło górę bo logika raczej sugerowałaby jechać tam gdzie drogowskazy). W każdym razie dojechaliśmy na kemping, poszedłem nas zameldować i dowiedziałem się, że nie ma miejsc! Oczywiście skomentowaliśmy, że niby nie ma miejsc a wielki trawnik przed kempingiem pusty no ale co zrobić. Pani po zastanowieniu skierowała nas na najbliższy kepming odległy o około 5km. Kempingu tego nie miałem w POI nawigacji ale 5km to nawet w nocy z zawiązanymi oczami da się zrobić. Pojechaliśmy do Neumarkt gdzie teoretycznie miał był kemping i wypatrywaliśmy znaków (co więcej jak pamiętam to zanim skręciliśmy tam gdzie niby nie było miejsc widziałem drogowskaz na kemping w zgodnym kierunku). Dojechaliśmy do Neumarkt, drogowskazu na kemping nigdzie nie było, co gorsza trafiliśmy na skrzyżowanie w kształcie litery T. Zaparkowaliśmy przy nieczynnym już sklepie i ponownie w ruch nawigacja. Na szczęście zanim cokolwiek znalazłem pojawił się przypadkowy przechodzień. Pani ta wskazała na drogę na kemping odległy o maks 2 km w miejscowości Shalkham.
Rozmowa z Panią była super śmieszna bo Pani zorientowała się, że niemiecki nie jest moim ulubionym językiem, więc spytała czy władam angielskim. Gdy usłyszała, że tak, kontynuowała po niemiecku :) Na szczęście droga była super nieskomplikowana, w Shalkham pojawiły się nawet drogowskazy do kempingu więc trafiliśmy. Do końca nie wiem gdzie był ten kemping bo niby Shalkham, ale na rachunku jest napisane Neumarkt am Wallrsee :).
Zameldowaliśmy się bez większego problemu. Następnego dnia poszedłem uregulować rachunek i nas wymeldować. W recepcji był już inny gość. Zapytał mnie o nazwisko. Podałem mu moje nazwisko obawiając się czy będzie wiedział jak to się pisze a usłyszałem: "niech się Pan nie denerwuje". Nasi są wszędzie, zażartowałem cytatem z filmu "jak rozpętałem II wojnę światową" - "jakie te słowiańskie języki są do siebie podobne". Pan kompletnie nie załapał "jakie słowiańskie języki?, Pan Polak i ja Polak?". Widać zapomniał już klasyki Polskiego kina, więc przypomniałem mu skąd ten cytat. Pan był super miły, okazało się, że też motocyklista (nawet opowiedział, że dzień wcześniej wybrał się na przejażdżkę ale było tylko 12C i zawrócił). Pewnie pogadalibyśmy dłużej ale kolejni goście przyszli się wymeldować i robiła się za mną kolejka.

Tu mała dygresja. Austria jest krajem gdzie prywatność jest bardzo ceniona, dlatego nie działa tam Google street view i nie wolno używać rejestratorów trasy, (za jazdę z włączoną kamerką można dostać mandacik). Ma to swoje dobre strony, tylko policja może nas poprosić o dokumenty zatem meldując się możemy podać dane z kosmosu. Tak sobie postanowiłem, że meldując się kolejny raz w Austrii wpiszę: Grzegorz Brzęczyszczykiewicz, zamieszkały Chrzęszczyżewoszyce powiat Łękołody ;) Jak znów trafię na Polaka będzie niezły ubaw ;)

O tym jak bardzo słowiańskie języki są do siebie podobne, przekonaliśmy się jeszcze raz tego samego dnia w Czechach, gdzie w Lidlu usłyszeliśmy Polski język jeszcze raz.

A teraz uzupełnienie fotorelacji. Mieliśmy nie kręcić wjazdy na Grossglockner bo tych filmików jest w necie milion, ale jak już zapłaciłem 25Euro za wjazd to przyczepiłem kamerkę do kasku i poniżej kilka efektów w postaci stopklatek:

Jak zawsze rycerski Simonster pomaga Damie w zapięciu kasku
Obrazek

Wystartowaliśmy
Obrazek

To chyba tu:
Obrazek

Trasa naprawdę bardzo przyjemna
Obrazek

Po lewej widać zaśnieżone szczyty (śnieg z porannej dostawy)
Obrazek

Już widać lodowiec. Wtedy jeszcze było "upalnie" 6,9C ;)
Obrazek

Skakać czy nie?
Obrazek

Opłacało się poczekać na poprawę pogody, coś jednak widać (kamerka jest niestety lekko zaparowana)
Obrazek

"Jest, widzę! Droga, chyba na Ostrołękę"
Obrazek

Jedna z nielicznych fotek całej naszej grupy
Obrazek

Niestety pogoda trochę się popsuła, nawet zaczynało kropić
Obrazek

Pojawił się też śnieg
Obrazek

Tak to wyglądało tuż przed tunelem, w tym miejscu odpuściliśmy lepienie bałwana (a było z czego)
Obrazek

2,9C - upał jakby zelżał ;)
Obrazek

W momentach o "najlepszej" widoczności:
Obrazek

Grzane manetki aż parzyły w ręce ;)
Obrazek

Jak zawsze dla chętnych więcej fotek w galerii :)
Jako filmik nie bardzo jest co oglądać, lepiej zobaczyć to na żywo samemu.

_________________
Ukłony - Piotrek


Góra
 Zobacz profil  
Cytuj  
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 3 ] 

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

cron
Motorus


POWERED_BY
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL